background image
Na Spiszu nr 3 (88) 2013 r.
40
naturalnie w naszej gwarze góralskiej.
Te czasy już minęły. Obecnie styka się
w szkole syn górala naszego z Podwilka
czy z Jurgowa tylko ze słowaczyzną lub
madziarszczyzną. I tak: chłopiec ten
w domu mówi po góralsku, a więc po
polsku, w szkółce po madziarsku i po
słowacku, w kościele słyszy kazanie
słowackie. Jeżeli gazda tamtejszy uda-
je się w jakiejś sprawie do sądu czy do
innego jakiego urzędu, wogóle do „pa-
nów”, to po góralsku przeważnie nie
dogada się. Musi mówić po słowacku,
po madziarsku bowiem, choć się i przy-
ucza, nie mówi. Język to za daleki od
jego języka i tem samem za trudny do
opanowania.
Wzmagało się też coraz bardziej
wśród ludności naszej na Spiżu i Ora-
wie to przekonanie, że jest ona słowac-
ką. „My tu górole”, my tu „Słowiocy”
oto najczęstsza odpowiedź na zapyta-
nie o jej narodowość. Górale orawscy
czy spiscy, gdy im się zwracało uwagę,
że przecież mówią po polsku, po gó-
ralsku i są Polakami, najbliższymi są-
siadami Podhalan, odpowiadali też,
że Polacy są „za granicą”. Granica po-
lityczna stanowiła więc, ich zdaniem,
także granicę narodowościową. Zresz-
tą ludnością tą nikt się nie opiekował.
Rząd węgierski w r. 1880 przestał ją
strony wołano: nie drażnić sąsiadów-
Słowaków, z drugiej: nie drażnić Wę-
grów. Nie drażniliśmy nikogo, choć
były powody.
Zanim jednak przejdziemy do
określenia naszego stanowiska wobec
Madziarów i Słowaków, musimy sobie
uprzytomnić położenie naszego chło-
pa na Orawie lub na Spiżu. Jest ono
godne pożałowania. Ziemia, na której
mieszka, nie różni się od naszej, prócz
dalej na południe wysuniętych punk-
tów. Bieduje ten chłop tak, jak i nasz,
wędruje za chlebem do Ameryki czy do
Prus, w Budzyniu po dziś dzień robi ce-
głę. Zapobiegliwy jest, oszczędny, i do-
bry. Ogniskiem jego życia narodowego,
jeśli o niem wogóle mówić już można,
jest tylko strzecha rodzinna. Poza nią
— nie ma on żadnych swoich organi-
zacyi ani instytucyi. W szkole uczą po
madziarsku, w pewnej gałęzi szkół,
mianowicie w tak zwanych „obecnych”,
utrzymywanych przez gminy, w klasie
I i II używa się, jako pomocniczego, ję-
zyka słowackiego, obok głównego ma-
dziarskiego, w szkołach wreszcie cer-
kiewnych czyli dyecezyalnych głównie
słowackiego. Dawniej byli jeszcze na-
uczyciele-chłopi, lub organiści, Polacy,
i ci nauczali czytać i pisać w szkółkach
gminnych czy cerkiewnych po polsku,
Feliks Gwiżdż przemawia podczas Zjazdu ZP, fot. arch. ZP
Historia
Na Spiszu
nawet uznawać, jako polską, i w spi-
sie z tego roku niema już na Górnych
Węgrzech Polaków. Taki stan rzeczy
trwał do roku 1910. W spisie staty-
stycznym z tego roku widzimy znów,
ale tylko w jednym okręgu Orawy, Po-
laków. Że rząd uznał przy spisie lud-
ności tę część braci naszych za Pola-
ków, jest to zasługą kilku jednostek.
Tak więc zapisano w Lipnicy Dolnej na
Orawie 2634 Polaków, w Zubrzycy Dol-
nej 842, Głodówce 535, w Harkabuzie
317, w Jabłonce 2713, w Bukowinie-
Podszklu 726, w Lipnicy Górnej 1573,
w Zubrzycy Górnej 1345, w Chyż-
nem 1197, w Orawce 629, w Pekiel-
niku 1239, w Podwilku 1271, w Sarni
429, w Suchej Górze 683 Razem prze-
szło 16000 ludzi. Jest to bądź co bądź
znaczny sukces wysiłków, pochodzą-
cych z Nowego Targu. Przy spisie tym
była by się podała za Polaków znacznie
większa ilość Podhalan orawskich, gdy-
by nie było presyi komisarzy spisowych
Słowaków. Na Spiżu, gdzie nie było lu-
dzi, którzyby i u rządu i wśród ludno-
ści poczynili odpowiednie starania,
wszystkich górali naszych zapisano
jako Słowaków. Należy więc teraz tak
poprowadzić całą akcyę, aby przy na-
stępnym spisie ludność ‚polska na Gór-
nych Węgrzech znalazła swą rubrykę,
odpowiadającą jej ilości. Ale, aby rzecz
tę tak poprowadzić, co więcej; aby ta
ludność uzyskała choćby te prawa, ja-
kie mają Słowacy, trzeba pewne kwe-
stye postawić jasno.
Część prasy węgierskiej przyję-
ła pojawienie się sprawy Polaków wę-
gierskich przychylnie. Z powodu ak-
cyi polskiej na Orawie i Spiżu Węgrzy
przypomnieli rok 1848, kiedy Polacy
w szeregach węgierskich bili się o ich
wolność! My zaś możemy oświadczyć,
że idziemy na Górne Węgry nie z wal-
ką przeciw rządowi węgierskiemu, ale
z troską o naszych zaniedbanych i za-
pomnianych braci. Chcemy im dać cie-
pło kultury polskiej, tej, z której pnia
wyrośli. Kultura polska jest spajają-
cą, nie burzycielską — zatem zanie-
dbana ludność polska, która z niej za-
cznie czerpać soki, może tylko wydać
korzyści państwu węgierskiemu. Jeże-
li jednak nie chcemy prowadzić walki