background image
41
„Na Spiszu” nr 3-4 (76-77) 2010 r.
nie uprzedziwszy o tym ordynującego ks. Węgrzyna, i domagał się oddania mu
parafii, jako rzekomo prawowitemu proboszczowi. Ks. Węgrzyn stanowczo od-
mówił, ale zezwolił na tymczasowe złożenie rzeczy w pustych ubikacjach [po-
mieszczeniach?] plebanii. Ks. kardynał Sapieha polecił ks. Sikorze objąć para-
fię w Kacwinie, a gdy ten dyspozycji się nie podjął, został za niesubordynację
zasuspendowany, co wreszcie zmusiło go do posłuchu. Suspensja wobec niego
została odwołana. Po kilku tygodniach gorszącego pobytu w Jurgowie przeniósł
się do Kacwina, gdzie po kilku latach uległ jakiejś chorobie i żywot swój zakoń-
czył. (...)
Spośród jurgowian, z którymi łączyły mnie serdeczne więzy, na przypomnie-
nie zasługują zwłaszcza: Sebastian Chowaniec, ojciec dwóch polskich zakonnic
serafitek i nauczycielki, żony kierownika szkoły w Łopusznej Józefa Tischne-
ra, Jan Tomlan, o którym wspomniałem wyżej, Jakub Tybor, człowiek o szero-
kich zainteresowaniach, zacny i uczynny, Andrzej Tybor, wszechstronnie zdolny,
oddany sprawom gminy kierownik tartaku i elektrowni, który zginął tragicznie
w tartaku, usiłując usunąć awarię w pracy pił tartacznych, Walenty Pluciński,
kierownik poczty, i drugi Walenty Pluciński, kierownik miejscowej orkiestry
dętej.
Na osobną wzmiankę zasługuje niedoszła moja wyprawa z delegacja spiską
do Genewy, dla poparcia w Komisji alianckiej starań rządu polskiego, a przy tym
także i właściciela Jaworzyny księcia Hohenlohego, o przyłączenie Jaworzyny do
Polski. Komitet polski, a właściwie Towarzystwo Kresów Południowych (prof.
Władysław Semkowicz) zwróciło się do mnie z prośbą, bym, jako obeznany ze
stosunkami w terenie, zorganizował delegację z trzech osób celem wyjazdu do
Genewy, by prosić o Jaworzynę, jako konieczna podstawę bytową trzech gmin
przyległych, Czarnej Góry, Jurgowa i Rzepisk. Znając nastroje ludności, wahałem
się, ale wiedząc też, że bez Jaworzyny trudno będzie ludziom wegetować, i że wo-
bec tego we własnym interesie poprą dążenia księcia Hohenlohego do połączenia
jej z Polską, misję przyjąłem. I pełen dobrej myśli pojechałem do Jurgowa.
Tu jednak akwizycja szła mi opornie. Nawet Chowańcowie odmówili mi
wręcz z obawy przed szykanami i dokuczliwościami swych krajanów. Po dwóch
dniach nużących nalegań i tłumaczeń, że tu chodzi o ich własny interes, zdecy-
dowało się dwóch gazdów, jeden z Czarnej Góry, drugi z Jurgowa. Na trzeciego
wziąłem Tomlana, starego kawalera, dewota, który zwiedziwszy swego czasu Pa-
lestynę i Lourdes, zgodził się na udział pod warunkiem odwiedzenia po drodze
Jasnej Góry w Częstochowie, której nie znał. (...) Działo się to w marcu, kiedy
dość obfity śnieg zmuszał do użycia sanek. Plan podróży obejmował Warszawę,
gdzie mieliśmy dostać paszporty i pieniądze na drogę powrotną, a następnie
jurgowskiej, ks. Antoniego Sikorę, który
poprzednikowi swojemu na tym stanowi-
sku, ks. Kubasiakowi, zacnemu i szano-
wanemu kapłanowi słowackiemu, nieste-
ty nie dorównywał.
Widząc kościółek dość mały na
dość liczną parafię, w dodatku drewnia-
ny, więc narażony na pożar, nalegałem
na podjęcie akcji w celu budowy nowe-
go, murowanego kościoła, co nie nastrę-
czało trudności, gdyż istniała jeszcze
wówczas instytucja patronatu kościel-
nego, a patron, książę Hohenlohe, wy-
rażał swą gotowość do pomocy, nawet
ponad obowiązek wynikający z ustawy.
Utworzyliśmy w tym celu komitet bu-
dowy kościoła, wybierając ks. Sikorę
na przewodniczącego. On jednak, mimo
że przewodnictwo przyjął, żadnych kro-
ków nie podejmował. Aby go do pod-
jęcia akcji sprowokować, postarałem
się w Krakowie o subwencję na cele tej
budowy – 3600 złotych, i wręczyłem ja
ks. Sikorze, zaznaczając wyraźnie, że to
subwencja na budowę nowego kościoła.
Tymczasem, przyjechawszy po jakimś
czasie do Jurgowa, stwierdziłem, że za
te pieniądze ks. Sikora sprawił w koście-
le polichromię. Oburzony tym naduży-
ciem zerwałem z nim stosunki towarzy-
skie i ignorowałem go, zwłaszcza gdym
się dowiedział o jego intrygach przeciw
mnie w TSL, w Dyrekcji Poczt, i prze-
ciw mej córce w Inspektoracie Szkol-
nym w Nowym Targu. Jak się później
dowiedziałem, ks. Sikora projekt budo-
wy kościoła storpedował, aby uniknąć
kontaktów z patronem parafii, zarządem
dóbr jaworzyńskich, który z powodu ja-
kiegoś zatargu nie chciał mieć z nim do
czynienia. Zajął się ks. Sikora natomiast
gruntownym remontem kościoła obec-
nego. Plebanie, zawilgoconą, zaniedbał
zupełnie, zamieniając ją na skład rupieci
i przerabiając na mieszkanie dla siebie
przyległą stodołę.
Po wybuchu wojny przeniósł się na
Słowację, gdyż jako pochodzący z Ja-
błonki na Orawie, władał językiem sło-
wackim. Otrzymał tam parafię ubogą
(Vikartowce?). Pozostał tam do jesie-
ni 1947, kiedy ucisk duchowieństwa
w republice czechosłowackiej zaczął
przybierać na sile. Przyjechał do Jur-
gowa nagle, dwoma ciężarowymi sa-
mochodami pełnymi mebli i gratów,
Budynek Szkoły Podstawowej z Jurgowie, wspaniałe dzieło społecznej
myśli Leona Szkockiego