background image
39
„Na Spiszu” nr 3-4 (76-77) 2010 r.
D
roDzy
C
zytelniCy
.
W poprzednim numerze naszej gazety (75/2010) w artykule pt. „Oczarowany Jurgowem” prezentowaliśmy sylwetkę Le-
ona Szkockiego, niezwykłego przyjaciela Spiszaków wielce zasłużonego zwłaszcza dla Jurgowa, którą opracował na naszą
prośbę jego wnuk Piotr Poźniak. Wspomnień Leona Szkockiego dołączonych do artykułu z uwagi na ograniczone możli-
wości druku nie mogliśmy zamieścić w poprzednim numerze. Wyboru wspomnień z pomocą ks. Józefa Tischnera dokonała
Jadwiga Plucińska-Piksa. Ukazały się one co prawda w „Halach i Dziedzinach nr 7 (23) z 1992 roku, ale ze względu na
niezwykłe sprawy jakie tam opisano, a także uwagi na małą znajomość faktów z historii Spisza redakcja gazety „Na Spi-
szu” poprosiła o zgodę na ich ponowną publikację. Równocześnie dziękujemy Panu Piotrowi Poźniakowi za udostępnione
zdjęcia przepraszając za nieterminowe wywiązanie się z obietnicy.
Leon Szkocki
Dzieje mojego stosunku
do Spisza (do Jurgowa)
Początek mego zainteresowania Spiszem i Orawą sięga
mych czasów gimnazjalnych (1897, 1898), kiedy wraz ze
śp. Marcinem Samlickim (zabitym w r.1946 przez pijanych
sołdatów sowieckich) i obydwoma śp. Stokłosami, Józefem
i Janem, podczas wakacji szkolnych odkrywaliśmy na tych
rubieżach, będących pod panowaniem Węgrów, ludność po-
chodzenia polskiego, mówiącą po polsku, gwarą góralską,
ale nieświadomą swej narodowości
i Polsce duchowo obcą. Pozosta-
jąc bowiem od stuleci pod wpły-
wem Kościoła słowackiego i szkoły
słowackiej pod administracją wę-
gierską, a przy zupełnej bierności
czynników polskich, które przecież
w sąsiedniej Galicji posiadały auto-
nomie narodową, straciła łączność
duchową z dawną ojczyzną.
Ubolewając nad tym stanem
rzeczy, postanowiliśmy ludność tę
uświadamiać i kulturalnie podno-
sić wszelkimi dostępnymi nam spo-
sobami, a przede wszystkich przez
werbowanie młodzieży do polskich
szkół w Galicji, dla utworzenia kadr inteligencji, która by się
z czasem stała łącznikiem ideowym z Polską. Za bazę wypa-
dową obraliśmy Jurgów, głównie ze względu na dogodną ko-
munikację kolejową przez Zakopane lub Poronin. Działał tu
też silnie majestat Tatr i urok rzeki Białki, jako wspaniałego
i atrakcyjnego fenomenu przyrody tatrzańskiej. W Jurgowie
nawiązaliśmy bliższe stosunki z Tomlanem, starym kawa-
lerem, typem oryginalnym i ciekawym, ze Sobkiem Cho-
wańcem, którego dwie córki wstąpiły do polskiego zakonu
sióstr Serafitek w Oświęcimiu, trzecia zaś [późniejsza matka
ks. Józefa Tischnera] ukończyła seminarium nauczycielskie
w Krakowie jako stypendystka TSL [Towarzystwa Szko-
ły Ludowej]. Zwerbowaliśmy też dwóch braci Plucińskich,
Jana i Andrzeja, którzy jako nauczyciele byli łącznikami
i propagatorami polskości w swej wsi rodzinnej.
Pomoc w tej akcji, zwłaszcza finansową, czerpaliśmy
z Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie, które, uzna-
jąc konieczność pracy oświatowej na tych terenach, użycza-
ło nam wydatnego poparcia.
Wybuch pierwszej wojny światowej w 1914 roku, roz-
pad Austro-Węgier, przywrócenie niepodległości Polski,
wreszcie zarządzony, a potem odwołany na Spiszu i Ora-
wie plebiscyt, to fakty dziejowe, które przerwały na szereg
lat nasz kontakt ze Spiszem. Nawiązaliśmy ponownie sto-
sunki dopiero po r.1920, gdy po zawarciu traktatu wersal-
skiego powstały nowe twory polityczne i poczęły wracać do
normy stosunki gospodarcze na świecie. (...)
Na przyłączonym przez Komisję aliancką do Polski
skrawku Spisza i Orawy stan kultury i uświadomienia na-
rodowego przedstawiał się smutnie i wymagał niezwłocz-
nej i energicznej pracy oświatowej. Jako obznajomiony już
nieco ze stosunkami tamtejszymi i jako członek TSL cieszą-
cy się zaufaniem prezesa Witolda Ostrowskiego, zdołałem
pozyskać dla tej idei Zarząd Główny, który na mój wniosek
włączył ją do swego programu i przyjął moją ofertę osobiste-
go podjęcia na szerszą skalę akcji na tym terenie, mianując
mnie swym delegatem na obszar spiski z siedzibą w Jurgo-
wie, gdzie zaproponowałem budowę Domu Oświatowego.
Dom ten miałby początkowo służyć za tzw. ochronkę, czyli
przedszkole, aby pracę zacząć już od najmłodszych genera-
cji. Projekt ten został przez Zarząd Główny w zasadzie przy-
jęty, wobec czego w styczniu 1925 przystąpiłem do działa-
nia na miejscu, w Jurgowie.
W poszukiwaniu gruntu pod budowę Domu Oświato-
wego natknąłem się na poważne trudności: 1) na dziwacz-
ny układ obszaru katastralnego, tworzący długie ale wąskie
zagony i 2) na tajoną niechęć ludności do nieznanego, ob-
cego przybysza. Gdy zakup gruntu w tych warunkach oka-
zał się niemożliwy, co groziło wycofaniem się z imprezy,
traf szczęśliwy wydobył mnie z przykrego położenia, bo
oto jeden z gazdów, Józef Kowal, wraz z żoną postano-
wił emigrować na Słowację i sprzedać cały swój majątek
za cenę 90.000 koron czeskich. A że niemal równocześnie
TSL, sprzedawszy Czechom budynek szkolny w Mariań-
skich Górach na Morawach, dysponowało taką kwotą
Leon Szkocki
(1879-1968),
autor wspomnień.