background image
„Na Spiszu” nr 3-4 (76-77) 2010 r.
40
w koronach cz., uważałem to za pomyślny zbieg okoliczności i zwrot w moim
położeniu. Za zgoda TSL nabyłem cały majątek Kowalów na własność TSL.
Majątek ten obejmował dom z ogrodem i budynkami gospodarczymi i 26 zago-
nów rozrzuconych po całym obszarze katastralnym Jurgowa. Ponieważ żaden
z nabytych gruntów nie nadawała się do zabudowy, upatrzyłem pod budowę
plac na wzgórzu, na tzw. Brzegu, złożony z pięciu zagonów różnych właścicieli,
z którymi podjąłem rokowania o wymianę. Gazdowie ci jednak za swe jałowe
zagonki, prawie pustki, zażądali najlepszych i największych zagonów nabytych
od Kowalów, co mnie znów zaniepokoiło, bo transakcja ta przez odstąpienie
gruntów o czterokrotnie wyższej wartości uszczuplała znacznie fundusz budo-
wy. Mimo to byłem rad, że cel osiągnąłem i że niechęć górali okupiłem [po-
konałem?] dużą wartością zagonów oddanych im w zamianie, a także nadzieją
zarobków przy budowie.
Rok 1925 i 26 upłynął mi na transakcjach z zamianą i sprzedażą zbędnych
obiektów, na opracowaniu planu budowy i gromadzeniu materiałów budowla-
nych. W r. 1927 zacząłem przy użyciu sił miejscowych budowę fundamentów
betonowych, przeznaczonych na sutereny, posługując się instrukcjami fachow-
ców z Krakowa, w roku zaś następnym do budowy zrębu drewnianego zaangażo-
wałem instruktora budowlanego z Krakowa, Hrunyka, który przy tej robocie co
zdolniejszych robotników wyszkolił na samodzielnych majstrów budowlanych,
poszukiwanych potem w okolicy, a nawet za granicą słowacką.
Po ukończeniu zrębu, gdy fundusz na budowę się wyczerpał, a TSL wskutek
nagłego kryzysu finansowego dalszej dotacji odmówiło, musiałem, aby nie do-
puścić do niszczenia budynku nie nakrytego dachem, osobistym kredytem rato-
wać sytuację, ale i to okazało się niewystarczające. W tym krytycznym położe-
niu TSL zdecydowało się odstąpić budynek Związkowi Harcerstwa Polskiego,
Oddziałowi w Sromowcach, kierowanemu pod nazwą „Dworek Cisowy” przez
znaną działaczkę Olgę Małkowską, która zamierzała w Jurgowie otworzyć gimna-
zjum żeńskie. Z tych samych powodów, tj. wstrzymania przyznanych subwencji
państwowych, sprawa upadła, a Ministerstwo Oświaty, które na ten cel udzieliło
p. Małkowskiej przedtem zaliczki 10.000 złotych, przejęło realność na własność
Skarbu Państwa, po zrzeczeniu się praw własności przez TSL, a także zrzeczeniu
się przeze mnie pretensji z tytułu inwestowania prywatnego kapitału. Dom został
przez Ministerstwo wykończony i urządzony jako dom wycieczkowy dla młodzie-
ży szkolnej i jako siedziba kursów dokształcających dla nauczycielstwa.
Podczas okupacji słowackiej dom ten mieścił szkołę słowacką, w suterenach
zaś zakład mleczarski, a po odzyskaniu terenu przez Polskę oddany został gminie
na pomieszczenie szkoły polskiej.
Równocześnie z budową Domu Oświatowego postarałem się, aby mieć plat-
formę do bliższego kontaktu z ludnością – o utworzenie w Jurgowie agencji
pocztowej, którą prowadziłem sam, a która oprócz Jurgowa obsługiwała Czar-
ną Górę, Rzepiska i Łapszankę. Ponieważ listonoszów wówczas na wsiach nie
było, każda gmina co drugi dzień wysyłała swojego delegata z pocztą do wysyłki
i zarazem po odbiór przesyłek, które nadeszły. Kontakt ten był okazją do nawią-
zania bliższych stosunków z ludnością tych gmin.
Po zawarciu ugody polsko- czechosłowackiej w sprawie ruchu graniczne-
go dla trzech gmin: Czarnej Góry, Jurgowa i Rzepisk, objętych tzw. aneksem
z r.1924, postarałem się w starostwie nowotarskim o prawo wydawania przepu-
stek granicznych na podstawie wspomnianego aneksu, na warunkach dogodnych
dla ludności, co w niemałej mierze zyskało mi uznanie i szacunek za to ułatwie-
nie. Przepustki bowiem były bez fotografii, ważne na cały rok i przysługiwały za
opłatą 20 groszy każdemu mieszkańcowi tych gmin, od 14. roku życia.
Zapoznawszy się z niezwykłym rozdrobnieniem i rozproszeniem gruntów
uprawnych w Jurgowie, utrudniającym w wysokim stopniu gospodarkę rolną,
usiłowałem nakłonić gazdów do skorzystania z bezpłatnej komasacji gruntów,
dokonywanej przez rząd polski, ale bezskutecznie. Każdy obawiał się nie tyle
uszczuplenia swej powierzchni, ile
straty na jakości gleby. Żeby za grunt
I klasy nie dostać młaki lub nawet
pustki.
Pierwszym moim pomysłem po
przyłączeniu Spisza było dość niere-
alne utworzenie Spółki Akcyjnej dla
ruchu turystycznego, opartej na usta-
wie węgierskiej. Pomysł ten jednak
był przedwczesny, bo państwo polskie
było dopiero „in statu nascendi”, bez
waluty, bez stałej organizacji władz,
a poza tym podpisani na prospekcie
założyciele, nieznani ogółowi, nie sta-
nowili atrakcji.
Później założyłem o podobnych
celach spółdzielnię „Murań”, która jed-
nakowoż z braku poparcia tak u lud-
ności miejscowej, jak i na terenie szer-
szym, zgasła po kilku latach. Ten sam
los spotkał projekt Kółka Rolniczego,
po wojnie zaś spółdzielni „Kresy” wy-
partej przez Samopomoc Chłopską za-
łożoną w Bukowinie Tatrzańskiej .
Jak z tego widać, mimo okazywa-
nej mi życzliwości, do projektów moich
odnosili się ludzie miejscowi niechęt-
nie, ulegając skrytej agitacji szowini-
stów słowackich, nawet miejscowych,
jak ks. Miśkowica i ks. Wojtasa, którzy
łudzili ich nadzieją powrotu do Słowacji
i odwodzili od wszelkich aktów dobro-
wolnych łączących ich z Polską. (...)
Nie zrażony tymi niepowodzeniami,
postanowiłem pozostawić po sobie trwa-
ły ślad działalności w Jurgowie, podej-
mując własnym kosztem, ale z nadzie-
ją pomocy finansowej, budowę ośrodka
zdrowia dla ludności okolicznej, w są-
siedztwie Domu TSL, z myślą o odstą-
pieniu go Polskiemu Czerwonemu Krzy-
żowi, jako placówki będącej ogniskiem
polskości, obok kościoła i szkoły. Dla
siebie i swej rodziny planowałem pod-
dasze, jako mieszkanie letniskowe. Gdy
jednak doprowadziłem dom w stanie su-
rowym do nakrycia dachem, zachorowa-
ła moja najmłodsza córka, Mieczysława,
na gruźlicę. Aby ją ratować, musiałem
wstrzymać budowę, której już nie zdo-
łałem wykończyć, zwłaszcza że wybuch
wojny 1939 roku plany moje całkowicie
unicestwił.
Nie mogę tu pominąć stosunku swe-
go do placówki kościelnej prowadzonej
przez polskiego duszpasterza parafii