background image
„Na Spiszu” nr 3-4 (76-77) 2010 r.
30
podziwialiśmy wschody i zachody słońca, nocą marzliśmy
w namiocie, a w dzień umieraliśmy z gorąca. Podglądając
tajemne życie świstaków czuliśmy się jak twórcy National
Geographic. Zakochaliśmy się w cudnej Szwajcarii, gdzie
przyroda zapiera dech w piersiach. Niestety czas naglił, a Pi-
reneje czekały….
Przekroczyliśmy granicę szwajcarsko-francuską z my-
ślą o zdobyciu najwyższego szczytu Europy - Mont Blanc,
ale pogoda nam nie sprzyjała. Nieprzyjemna aura zrodziła
w nas nowe marzenie – odpoczynek nad brzegiem morza.
Marzenia warto realizować, dlatego od razu udaliśmy się na
południe Francji, trafiając do miejscowości Saint Maries de
la Mer. Tamtejsza kultura, korridy, Flamenco oraz wszech-
obecne dzikie flamingi mylnie wskazywały, że znajdujemy
się na terytorium Hiszpanii. Po dwóch dniach ruszyliśmy da-
lej, aby dotrzeć do naszego celu nr 1 - Pirenejów. Gdy doje-
chaliśmy do granicy hiszpańskiej okazało się, że podróżowa-
nie autostopem w tym kraju jest rzeczą wręcz niemożliwą.
Dotychczas nie mieliśmy żadnych problemów z przemiesz-
czaniem się, spotykaliśmy wspaniałych, życzliwych ludzi,
aż tu nagle w Hiszpanii trudnością stało się przejechanie 20
km na dzień…. Na szczęście w momentach największego
zwątpienia zawsze znaleźli się pomocni ludzie. Dzięki nim
dostaliśmy się do miejscowości Benasque, skąd wyruszyli-
śmy na podbój masywu Posets i Aneto. Przekonaliśmy się
na własnej skórze, iż oznaczenie szlaków w Pirenejach jest
szczątkowe, mapy są niedokładne, a ludzi w wyższych par-
tiach prawie się nie spotyka. Jednakże piękne widoki, ogrom
górskich jezior i spokój jaki nas otaczał wynagrodził nam
wszelkie trudny związane z pobytem w Hiszpanii.
Zbliżał się koniec sierpnia, kończył nam się czas prze-
znaczony na tę wyprawę i z bólem serca musieliśmy rozpo-
cząć powrót. W okolicach Nimes na południu Francji, gdy
łapaliśmy stopa do Lionu, zatrzymał się wesoły osobnik.
Okazało się, że jedzie do pracy do Paryża wraz ze swoim
przyjacielem, 17 letnim pudlem… Długo się nie namyśla-
jąc zajęliśmy tylne siedzenia. I tak na zakończenie wyprawy
zwiedziliśmy jeszcze stolicę europejskiej mody.
Natalia Utnicka i Paweł Łydek
DROGA JAK SIĘ PATRZY!!!
Wreszcie kacwinianie i niedziczanie z górnej części miej-
scowości doczekali się drogi, która można przyzwoicie prze-
jechać. Wcześniejsza szosa upstrzona plastrami asfaltu była na
niektórych odcinkach niczym ser szwajcarski. Trasę Niedzica
– Kacwin często odbywało się wężykiem, choć stan trzeźwości
nic z tym wspólnego nie miał.
I tu nagle wiadomość jak grom z jasnego nieba – droga
zamknięta dwa dni, będzie nowy asfalt! Cieszył się każdy, kto
miał samochód, rower, bryczkę lub bilet miesięczny na busa,
lecz z drugiej strony niejeden zastanawiał się, jak w te dni się
poruszać. I tu z pomocą kacwinianom przyszły polne drogi
w kierunku Niedzicy, po których do tej pory jeździły wyłącz-
nie traktory i konie z wozami. Wielu kierowców próbowało
wmówić swoim samochodom, że są terenowymi, i w ten sposób
forsowało niejedną przeszkodę. Byli też tacy, którzy nadłoży-
li drogi, ale przy okazji odwiedzili sąsiednie słowackie miej-
scowości po drugiej stronie dawnej granicy i przejechali trasą
Kacwin – Osturnia. Zaś inni zwlekali do zmroku z powrotem
do domu, lecz w ten sposób zbadali naocznie postępy w pra-
cy drogowców.
No i udało się! Jest nowy asfalt! Teraz jadąc drogą w stro-
nę Kacwina można podziwiać piękną panoramę gór z wyłania-
jącymi się na przedzie Tatrami Bielskimi, a nie skupiać się na
wymijaniu dziur. Hura!
bem
GGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGG
NADRABIANIE ZALEGŁOŚCI
W połowie października 2010. roku w Łapszach Wy-
żnych zakończono prace renowacyjne nawierzchni drogi
na odcinku od kościoła we wsi Łapsze Wyżne do granicy
wsi Łapszanka z wsią
Rzepiska. Jest to od-
cinek drogi z której
roztacza się przepięk-
ny widok na pasmo
Tatr i Magurę Spiską
– coraz częściej wyko-
rzystywany do celów
rekreacyjnych.
Jako „wcześniej
urodzony” pamiętam
czasy, kiedy do Łapszanki można było dojechać jedynie fur-
manką lub dotrzeć pieszo kamienistym i błotnistym traktem
szerokim na jeden wóz konny, a do Rzepisk wiodła tylko
polna droga dla samochodów nie przejezdna. Na rzece Łap-
szance nie było ani jednego mostu. Na drugi brzeg rzeki
przechodziło się po kładce z dwóch długich drzew, a prze-
jeżdżało przez rzekę tylko furmanką.
Na szczęście mamy to już za sobą.
Foto i tekst Franciszek PAYERHIN