background image
„Na Spiszu” nr 3-4 (76-77) 2010 r.
44
Len zwyczajny to wyjątkowo piękna polska roślina
o rzadko spotykanych w naszej florze niebieskich kwiat-
kach. Towarzyszy człowiekowi od kilku tysięcy lat. Związa-
na jest również z kulturą naszego regionu, a uprawiana przez
naszych przodków była dla nich źródłem i oleju, i cennych
włókien. Jak to więc z lnem było?
Len siano wiosną najczęściej na roli po łące, gdzie nie
za bardzo wiało, a słonko mocno świeciło. Gospodarz siał
nasiona ręką, co było nie byle jaką sztuką. Kiedy wzeszły
młode roślinki gospodynie pilnowały by nie zarosły chwa-
stami i tak dbały o nie, aż do jesieni. We wrześniu w sło-
neczne, ciepłe dni, kiedy len był dojrzały, z żółtymi głów-
kami, wyrywano go z ziemi z korzeniami i przewożono do
stodół gdzie na tzw. rafach z ostrymi kolcami odrywano
główki od łodyg. Te ostatnie wiązano w malutkie snopki,
a główki z dojrzałymi nasionami młociło się cepami na zie-
mi. Aby oddzielić plewy od nasion używano specjalnego
młynka. Z delikatnych i brązowych nasion (dziś możemy
je kupić jako siemię lniane) wyciskało się zdrowy i bardzo
smaczny olej lniany. A był gospodarz we Frydmanie, który
miał ręczną maszynę do tego celu służącą. Tam też jeździli
m.in. Łapszanie. Robota była ciężka i trzeba było do niej
aż czterech silnych chłopów, którzy obracając specjalny-
mi kamieniami w maszynie wyciskali z nasion czysty olej,
na zimno i z pierwszego tłoczenia taki jaki dziś reklamują
w telewizjach. Pozostałe resztki tzw. makuchy były przy-
smakiem dla bydła. Tak otrzymywano olej, a co z resztą?
Łodygi zwane często włóknami służyły do otrzymywania
płótna. Ale od rośliny soczystego materiału daleko. Zebra-
ne więc łodygi lnu i powiązane w snopki kobiety moczyły
w moczydłach z bieżącą wodą – a takie moczydła przy po-
toczku znajdowały się w Łapszach Niżnych w miejscu zwa-
nym dziś Między Górami. W moczydle len leżał ok. dwóch
tygodni podociskany kamieniami i cały zanurzony w wo-
dzie. Po takim moczeniu włókna w łodygach oddzielały się
od siebie. Po wyciągnięciu len suszył się w pokosach na
słońcu drugie dwa tygodnie. Skutek był taki że łodygi były
rozmiękczone. Wtedy gospodarze na specjalnych ławkach
szerokości ok. dwa i pół cala tłukli wiązki lnu, aż oddzie-
lono zewnętrzną i niepotrzebną osłonkę tzw. paździerz od
czystych włókien. Dalej włókna trafiały na trojaczki i gdzie
czyszczono go ostatecznie z pozostałych twardych ości i da-
lej międlono. Działo się to w październiku – stąd i nazwa
miesiąca. Potem włókna czesano i te ładne i długie, kobie-
ty zabierały do przędzenia na kądzieli. Wszelkie gorszej
jakości resztki krótkich włókna tzw. kłaki czesano na tzw.
grackach. Już zimą po zakończeniu jesiennych prac w polu
kobiety przędły na kądzieli mocną nić, którą dalej zbierały
w tzw. łokietki. Dokładnie dwadzieścia jeden nici układano
w pasma, a osiemnaście pasm razem układano do jednego
łokietka. Nici w łokietkach gotowano w wodzie z popio-
łem i z sodą aby je wybielić. Gotowe łokietki wędrowały na
specjalną maszynę tzw. krosna na których prawdziwe gaz-
dynie umiały utkać najprawdziwsze mocne płótno. Ta część
prac przypadała na początek Wielkiego Postu. Wiosną wałek
materiału trafiał na ogród, na słoneczko, które miało go wy-
bielić, w tym celu dzieci polewały go wodą co godzinę. Po
takim leżakowaniu materiał był bielszy jak śnieg. Inne dla
efektywniejszego koloru farbowano farbą ze sklepu. Z płót-
na szyto i portki, i koszule i gorsety, i pościele i worki na
zboża. Jako że był to materiał mocny, wytrzymały i solid-
ny. Słowem bez lnu żadna gospodyni i gospodarz się nie
obeszła. Może warto dziś o tym powspominać rozkładając
na stole prawdziwy lniany obrus lub znajdując na strychach
stare zapomniane krosna do tkania.
Opracowano na podstawie informacji
Marii i Franciszka Kowalczyków
Barbara Kowalczyk
Margietom do Ameryki, a Stasek mo piyknego konia iście zo-
stanie bogatym gazdom
6
.
Główny wątek wróżb andrzejkowych dotyczył zamążpój-
ścia. Dziewczyna poprzez ślub stawała się gazdynią. Jeśli mąż
posiadał duży areał ziemi, uważano że wydała się bogato. Tym
samym stawała się ona szanowaną osobą wśród społeczności
6 Józek ma statek, pewnie pojedzie za Małgorzatą do Ameryki,
a Staszek ma konia, z pewnością zostanie bogatym gospodarzem
Fot. z arch. Biblioteki spiskiej
Jak to ze lnem
w Łapszach Niżnych 
dawniej bywało…
wiejskiej. Jej pozycja jeszcze wzrastała, kiedy rodząc dzieci
przedłużała życie szanowanego rodu. Nie do pozazdroszcze-
nia był los dziewczyn, które z różnych przyczyn nie mogły
wyjść za mąż. Bycie starą panną było niezmiernie krzywdzą-
ce. Niezamężna kobieta posiadała niższą pozycję społeczną,
która w kanonach uporządkowanego ładu wsi czyniła ją oso-
bą drugiej kategorii.
Elżbieta Łukuś
GGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGGG