background image
17
„Na Spiszu” nr 3-4 (76-77) 2010 r.
Refleksje
o śmierci i zmarłych 
na tle dawnych 
zwyczajów
Pierwszy listopada nieodłącznie kojarzy się nam ze
zmarłymi. To dzień pełen refleksji, wspomnień i modlitwy.
Wiele czasu spędzamy nad grobami krewnych i przyjaciół,
przywołując kolejny raz ich czyny, postawy czy słowa, które
na zawsze utkwiły nam w pamięci. Szacunku wobec zmar-
łych uczymy również następne pokolenia, opowiadając im
historie ich przodków, odwiedzając wspólnie groby, zapa-
lając świecę.
A jak Święto Zmarłych wyglądało dawniej? Zwyczaj
odwiedzania grobów bliskich i modlitwy nad doczesnymi
szczątkami krewnych zapoczątkował w Kacwinie ksiądz
Andrzej Waleń, który w 1956 roku objął parafię. Przedtem
w kacwińskim kościele, któremu patronują Wszyscy Święci,
zawsze 1 listopada odbywała się przede wszystkim uroczy-
sta msza odpustowa, a po południu nieszpory „białe” i „czar-
ne”, nazywane tak od rodzaju śpiewanych pieśni. Dopiero
w Dzień Zaduszny od rana odbywały się msze święte za
zmarłymi. Pierwsza nazywana była „cichą”, ponieważ ka-
płan odwrócony twarzą do ołtarza sprawował nabożeństwo
bez udziału wiernych. W czasie kolejnej mszy uczestniczące
w niej kobiety składały ofiarę, idąc wzdłuż kościoła aż poza
ołtarz. Nie było wówczas zwyczaju, aby modlitwy odbywały
się na cmentarzu,. Sytuacja uległa zmianie wraz z przyjaz-
dem do Kacwina księdza Walenia, którego starania dopro-
wadziły do tego, że w cmentarnej kaplicy pod wezwaniem
Świętej Katarzyny można było sprawować msze święte. Od
tego czasu za zmarłych modlono się nad grobami bliskich.
Istnieje nadal zwyczaj, że chorego, który długo lub po-
ważnie choruje i spodziewa się śmierci, odwiedza poproszo-
ny o to kapłan z sakramentem namaszczenia chorych. Starsi
mieszkańcy Kacwina pamiętają, że dawniej takiego księdza
udającego się do potrzebującego prowadził ministrant, któ-
ry dzwonił specjalnym dzwonkiem i niósł zapaloną lampę.
Mijani ludzie słysząc ów dźwięk uklękali przed niesionym
przez duszpasterza Najświętszym Sakramentem. W czasie,
kiedy kapłan spowiadał obłożnie chorego, powiadomione
dźwiękiem dzwonka sąsiadki gromadziły się w innym po-
koju i odmawiały modlitwy, prosząc o potrzebne łaski.
Kiedy w danej rodzinie przygotowywano pogrzeb, po-
syłano dzieci do krewnych i znajomych, by poprosić ich
„o usługę” – wiązało się to z pomocą przy niesieniu trumny
oraz świec. Dawniej nikt nie przynosił wieńcy ani wiązanek
żałobnych. Gdy zmarłego wynoszono z domu, w symbolicz-
nym pożegnaniu uderzano trzy razy trumną o każdy mijany
próg. W czasie sprawowanej mszy pogrzebowej w kacwiń-
skim kościele mieszkańcy żegnali zmarłego przechodząc
wzdłuż kościoła aż poza ołtarz i składając ofiarę. Z czasem
pochód wiernych odbywał się tylko wokół trumny. Kiedy
po roku od śmierci danej osoby odbywała się msza rocznico-
wa, na środku kościoła ustawiano tzw. „mary”, czyli podest,
na którym umieszczano pustą trumnę, a wokół niej, tak jak
w czasie pogrzebu, gromadzili się najbliżsi zmarłego.
Warto zauważyć, że gdy we wsi zmarło dziecko, a wia-
domo, że dawniej śmiertelność wśród najmłodszych była
duża, inne dzieci przychodziły do domu kolegi lub koleżanki
i do małej trumienki wkładały obrazki świętych, tak że zmar-
łe dzieciątko pochowano całe pokryte małymi obrazkami.
Temat śmierci stale przewijał się w dawnych opowie-
ściach snutych nieraz w chłodniejsze wieczory pośród gro-
madki zasłuchanych, nierzadko zatrwożonych ludzi. Śmierć
wyznaczająca granicę ziemskiego życia zawsze wzbudzała
strach, a przynajmniej obawę wśród ludzi. I mimo wiary,
że jest również początkiem życia bliżej Boga, raczej nikt
jej nie pragnął.
Beata Magiera
Łapszańscy uczniowie i wychowawcy w czasie
porządkowania grobowca Józia Wiśmierskiego
na nowotarskim cmentarzu