background image
„Na Spiszu” nr 2 (75) 2010 r.
38
człowiekiem dobrze wykształconym. Zresztą studiował
w Akademii Krakowskiej i sam musiał dobrać sobie odpo-
wiedniego malarza, który spełnił jego wolę. W zamyśle księ-
dza polichromia miała uczyć prawd wiary. Malowidła w tym
kościółku mogły też służyć do ilustracji kazań. Widać, że
proboszcz doskonale wiedział, jakie treści chce przekazać
za pomocą malowideł.
A co można powiedzieć o warsztacie malarza?
Malował bezpośrednio na drewnianych ścianach, szczę-
ście, że to się w ogóle zachowało. Nie chcę powiedzieć, że
to malarstwo na niskim poziomie. Malarze naprawdę sła-
bi mają tendencję do trzymania się wyuczonych schema-
tów. Ten malarz musiał mieć szersze horyzonty, nie bał się
podjąć malowania niewyćwiczonych scen. To nie jest tak,
że fundator mówi namaluj mi to i tamto, a artysta wszystko
poprawnie wykonuje. Ten człowiek musiał znać trochę śre-
dniowiecznej sztuki, musiał sobie gdzieś obejrzeć te przed-
stawienia, chociażby Boże Narodzenie w formule Adoracji
Dzieciątka.
Na czym ona polegała?
To była najpowszechniejsza forma przedstawień Boże-
go Narodzenia w XV wieku, oparta na wizjach św. Brygidy
Szwedzkiej, mistyczki. W ramach jej wizji Dzieciątko w cu-
downy sposób przeniknęło przez łono Marii, potem Maria
położyła Je nagie na chuście, a Ono jaśniało wielkim świa-
tłem i Maria padła na kolana, aby je adorować. To Dzie-
ciątko nie funkcjonuje jak noworodek zawinięty w pieluszki
- to raczej ciało Chrystusa, Hostia, która jaśnieje bielą jak
opłatek w monstrancji i przed którą pada się na kolana. Te
eucharystyczne treści zostały zapewne wybrane w Trybszu
również w ramach walki z protestantyzmem.
Czy to jakieś proroctwo, że św. Jan Kanty po-
jawił się na ścianie kościoła zanim jeszcze został
błogosławionym?
Kanonizacja czy beatyfikacja najczęściej była popr-
zedzona „spontanicznym“ kultem danej osoby - Jan Kanty
zmarł w opinii świętości. Kościół kontrreformacji bardzo
promował kult świętych – na przekór protestantom, którzy
go odrzucali – szczególnie zaś świętych lokalnych. Wierni
chętniej zwracali się z prośbą o orędownictwo do „swoje-
go“ świętego, który żył kiedyś tam, gdzie oni, chodził tymi
samymi drogami.
A czy malarz Anonim mógł pochodzić z Trybsza?
Nie mam teorii skąd pochodził artysta. Malowidła nie
kojarzą mi się natychmiast ze stylistyką konkretnej szkoły.
Myślę, że mógł to być artysta lokalny. Słynny jest przecież
fragment, w którym niektórzy dopatrują się panoramy Tatr.
Nie chcę wyrokować, ale na pewno to jest tradycja sięgająca
co najmniej sztuki wczesnośredniowiecznej, że artyści osa-
dzają sceny biblijne na tle sobie znanej przestrzeni. Malarz
osadził scenę Sądu Ostatecznego na tle górskim. To może nie
jest konkretny punkt Tatr, ale taki znajomy widoczek, który
w Trybszu każdy widzi z okien swego domu.
Skoro ks. Ratułowski zaplanował każdy szczegół po-
lichromii może zostawił na niej swój ślad?
Pozostała po nim inskrypcja fundacyjna. Zaznaczanie
swojej osoby jako fundatora to stara tradycja, bardzo po-
pularna w średniowieczu. Zresztą wymyślenie całego pro-
gramu wymagało dużego zaangażowania. Ksiądz chciał to
zrobić dobrze i udało mu się, więc podpisał swoje dzieło.
Każdy twórca chce, by wraz z dziełem pozostała pamięć jego
nazwiska. Fundacje o charakterze sakralnym mają także po-
magać w zbawieniu duszy. Kolejni proboszczowie kościółka
w Trybszu z pewnością modlili się za duszę fundatora, któ-
rego nazwisko jest znane.
A skąd ten pomysł z kobietą w rozłożystej sukni jako
symbolem pychy?
To jest personifikacja zależna od rodzaju rzeczownika
w języku łacińskim. Pycha to Superbia, w rodzaju żeńskim,
dlatego przybrała postać kobiety. Czasami jednak zdarza-
ły się wyjątki, np. Niestałość (Inconstantia) mogła być pr-
zedstawiona jako zakonnik uciekający z klasztoru. Pycha to
też czasami napuszony, dumny rycerz. Szkoda, że pozosta-
łe personifikacje grzechów głównych nie zachowały się na
chórze w Trybszu.
Którą z zamazanych scen najbardziej chciałaby pani
zobaczyć?
Chętnie bym zgłębiła nieczytelną scenę z narzędziami
Męki Pańskiej. Bardzo lubię zagadki, więc jeśli już skończy
padać i będzie trochę więcej stopni powyżej zera, to na pew-
no wrócę do Trybsza. Prawdę powiedziawszy ten kościółek
mnie zachwycił.
* historyk sztuki, absolwentka UJ, miłośniczka Wieków
Średnich, „Trzech Muszkieterów“ i pierogów ruskich. Lubi
opowiadać o sztuce. Przy wdzięcznych słuchaczach potra-
fi popaść w spiralę pączkujących dygresji, które wcześniej
czy później doprowadzają do średniowiecza. Zdecydowanie
woli wiejskie kościółki niż potężne bazyliki.
Magdalena Łanuszka odkrywała tajemnice trybskiej
polichromii podczas Małopolskich Dni
Dziedzictwa Narodowego