background image
25
„Na Spiszu” nr 1 (74) 2010 r.
Wchodzę do środka. W oczy rzuca się drewniany okap
nad piecem, zdobiony ornamentami z dużym dziewięćsiłem
w środku. Na nim kompania Janosików ze smrekami, a obok
lustro w góralskiej ramie, zwieńczonej całującymi się Mary-
ną i Janosikiem. Poza tym obrazy w drewnie, szafki z rzeź-
bionymi aniołkami i ręcznie wykonane krzesła z dekoracyj-
nymi oparciami. To nie żadne muzeum sztuki ludowej, ale
dom Andrzeja Pluty, regionalnego rzeźbiarza z Trybsza.
- Raz to chcieli odkupić ode mnie ten cały piec z okapem
tak jak stoi – Andrzej wspomina nietypowych kolekcjone-
rów. Jego rzeźby pojechały już do Chicago, Kanady, Buko-
winy czy Białki Tatrzańskiej. Rzeźbienie zaczęło się jednak
w Zakopanem. – Widziałem tam drewniany kościół, dosta-
łem od kolegi pierwsze dłutko i zacząłem dłubać w desce.
Sam się uczyłem, aż w końcu wyrzeźbiłem Indianina, które-
go mi ukradli
– opowiada o swoim pierwszym wytworze.
Rodzice cenili sobie talent syna, bo robił krzesła i potrafił
ożywić każdy kawałek drewna.
Obecnie blat w jego pracowni rzeźbiarskiej zajmuje ob-
raz ze sceną objawienia Matki Bożej Jaworzyńskiej. Był
już prawie gotowy, ale dłutko nagle wpadło do spróchnia-
łego fragmentu drewna. Andrzej musiał go wyciąć i wpra-
wić nowy, a to zajęło dodatkowy tydzień. Obraz wkrótce
zawiśnie w kaplicy na Jaworzynce jako wotum od zama-
wiającego. Jeszcze Tatr brakuje na horyzoncie. W kolejce
do wykończenia czeka też portret Jana Pawła II i belka so-
srębu z liczbą „2010”. Wróciła na nie moda.
Gdzie wzrok nie sięgnie, porozrzucane dłutka i wióry.
Andrzej rzeźbi w lipie, bo jest miękka albo w wierzbie, ale
tylko o srebrnych liściach. Nieraz całymi dniami pochylo-
ny nad kawałkiem drewna wykrawa jego fragmenty prawą
ręką. Ręce rzeźbiarza cierpną z wysiłku, a w nocy żyły pul-
sują. To cena talentu.
S P I S Z A C Y W O B I E K T Y W I E
Wyrzeźbienie obrazu wielkości stolika zajmuje
Andrzejowi tylko miesiąc czasu
Będąc już w Polsce miałem przyjemność zaprosić człon-
ków mojej Rodziny i moich znajomych na moje 90 urodzi-
ny. Spotkanie jubileuszowe odbyło się w pensjonacie Pana
Nowaka w Łapszach Niżnych.
Z życzeniami urodzinowymi przybył z Nowego Targu
również mój rówieśnik Jan Gryglak,z którym razem wy-
ruszyliśmy w 1940 roku z Lewoczy do walki w szeregach
Wojska Polskiego na Zachodzie. Nasze szlaki bojowe opisał
w gazecie „Na Spiszu” nr 10-11 z grudnia 1992 roku pod
tytułem: „Walczyłem na ORP - Błyskawica” oraz w gaze-
cie „Na Spiszu” nr12 z 1992 roku pod tytułem: „Ze Spisza
pod Tobruk i Monte Casino”, nasz rodak z Łapsz Wyżnych
Franek Payerhin .
Po ponownym przeczytaniu obu artykułów nasunął mi
się wniosek, że trzeba było mieć dużo szczęścia, aby po tylu
bojach powrócić do ziemi ojczystej.
Na koniec powtórzę życzenia złożone Jubilatowi w cza-
sie spotkania urodzinowego:
„ Żyj nam jak najdłużej w dobrym zdrowiu otoczony 
gronem najbliższej rodziny i przyjaciół”
Mój rozmówca 18.04. b.r. ukończy 91 lat.
Niech Mu gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie.
Franciszek PAYERHIN
ANDRZEJ PLUTA
Andrzej nie liczy rzeźb spod własnego dłutka. Nie ma
też swojej ulubionej. Każda była tą najważniejszą, gdy ją
tworzył. Chociaż przyznaje, że żaden krytyk nie oceniał jego
twórczości, trzyma gdzieś schowane dyplomy dla najwybit-
niejszego rzeźbiarza Sabałowych Bajań. Na Spiszu mało kto
o Andrzeju słyszał.
Elżbieta Wadowska