background image
29
„Na Spiszu” nr 4 (73) 2009 r.
egzaminu po stażu. Uczelnia bydgoska nie rozczarowała Karo-
liny, a profesorzy traktują swoich podopiecznych jak potencjal-
nych lekarzy. Na ogrom nauki Karolina znalazła tzw. odprę-
żacze. Jednym z nich jest serial „Dr House” o ekscentrycznym
lekarzu i jego nietypowych przypadkach medycznych. Swój
domek z ogrodem wybuduje w Kacwinie. Będzie on oazą spo-
koju po ciężkich zabiegach i nocnych dyżurach pani doktor.
„Rzucali do nas kostką brukową, musiałem oddać ostrzegaw-
czy strzał. Poza tym mam dużo papierkowej roboty”
Eryk Reśczak, Kraków
Mali chłopcy cenią sobie odwagę i męstwo bohaterów fil-
mowych, którzy ratują świat. Jak dorosną przeważnie chcą być
strażakami, żołnierzami albo policjantami. Aby dostać się do
szkoły policyjnej w Krakowie muszą zdać testy sprawnościo-
we, być niekaranym, przejść rozmowę z psychologiem i oczy-
wiście złożyć podanie wraz
ze stertą innych dokumentów.
Taką ścieżkę rekrutacyjną
przeszedł Eryk, który ma już
za sobą pierwszy rok szkoły
policyjnej w Krakowie. Przy-
jechał do grodu Kraka z Nie-
dzicy, aby zostać policjantem
i móc pracować później na
komisariacie w Nowym Tar-
gu. Testy sprawnościowe nie
sprawiły mu żadnego proble-
mu, wystarczyły nawet cztery
podciągnięcia na drążku, aby
zasilić szeregi krakowskiej po-
licji. Patrole na ulicach Krakowa, szkolenia policyjne i dyżury
w komisariatach to tylko niektóre wprawki Eryka do zawodu
policjanta. Poza tym młodzi kadeci zajmowali się też zawoże-
niem bezdomnych na izbę wytrzeźwień i jeździli na wezwania
o zakłócanie porządku. Eryka można też było spotkać na Ryn-
ku Głównym po północy, kiedy to pilnował bezpieczeństwa
wracających z dyskotek. Wczesne pobudki o 6: 00 i papierko-
wa robota nie zniechęciły Eryka do policyjnego zawodu. To
tylko kolejne etapy w drodze do celu. Nic dziwnego, że Eryk
woli działać w terenie, np. interweniować w walkach kibiców
Wisły i Cracovii. Według niego policjant to doskonały zawód
dla bitnych i zadziornych górali.
Kraków w porównaniu z Niedzicą jest bandyckim mia-
stem, w którym mieszkańcy nie mogą w pełni czuć się bez-
piecznie. Życie w takim mieście nie rozpieszcza. Eryk miał
już okazję poznać ciemne strony kryminalnego światka, dla-
tego z ulgą zostawia za plecami wielkomiejski bałagan i co
tydzień wraca do domu na weekend. Nie lubi szarugi krakow-
skiej. Dla niego Kraków to tylko przejściowy etap w uzyskaniu
zawodu. Swoją przyszłość wiąże wyłącznie z pracą w Nowym
Targu i domem w Niedzicy. Jak na mężczyznę przystało Eryk
nie poddaje się niepowodzeniami w obcym mieście. Niestety
przekonał się, że w jego szkole nie wszyscy mają równe szanse
i czasem znajomości zastępują zdolności. Wie też, że nie wy-
starczy jedynie nosić przy sobie pistoletu i wabić dziewczyny
policyjnym mundurem. W tym zawodzie liczy się też coś, co
niektórzy nazywają powołaniem. Może to właśnie ono odezwa-
ło się w momencie, kiedy Eryk zamiast wszczynać z rówieśni-
kami bójki na dyskotekach wolał ich rozdzielać. „Francja, Ir-
landia Hiszpania - wszędzie jest moje miejsce.
Marcela Mogilska, Warszawa
Kiedy ludzie pytają skąd pochodzi, zazwyczaj odpowiada,
że z Podhala, bo to zawsze coś mówi ceprom. Nową Białą loka-
lizuje znajomym między Nowym Targiem a Zakopanym lub po
prostu koło Białki Tatrzańskiej. Nie wypiera się swojej małej oj-
czyzny, ale woli opowiadać o wojażach po Europie i o mieście
wielkich możliwości, jakim stała się dla niej Warszawa. Marce-
la mieszka w stolicy od dwóch lat i studiuje iberystykę na Uni-
wersytecie Warszawskim. We wsi mówią na nią „Światowa”,
bo pojawia się raz w miesiącu, a kiedy jej nie widać i tak jest
głośno o krajach, które zwie-
dziła. Wyliczankę odwiedzo-
nych przez nią miejsc zaczyna
zielona Irlandia i upalne wy-
brzeże Costa Brava. Tam po-
znała Hiszpanki, które zarazi-
ły ją bakcylem podróżowania
autostopem. Dlatego ostatnich
wakacji Marcela założyła ple-
cak i wyruszyła autostopem na
zachód. Trasa poprowadziła ją
przez Monachium do Paryża,
gdzie spała po 4 godziny, aby
zobaczyć jak najwięcej, dalej
do Luksemburg, Belgii, Holandii i z powrotem do Polski przez
Niemcy. Po drodze poznała różnych ludzi, z którymi utrzymuje
kontakt. Najbardziej chętni do podwiezienia okazywali się kie-
rowcy tirów i samochodów dostawczych, których łatwo znaleźć
na parkingach a nie koczując przy ruchliwych autostradach.
Marcela wspomina pewnego Turka, którego wygodna szofer-
ka oblepiona modlitwami do Allacha i pogrążona w dźwiękach
arabskiej muzyki, tworzyła podejrzany klimat. Kierowca okazał
się jednak uczynnym muzułmanem i zawiózł ją ze Stuttgartu
do Augsburga, częstując drożdżówkami, które przewoził. Mar-
cela marzy o pisaniu reportaży podróżniczych i zawsze stawia-
ła sobie za wzór Ryszarda Kapuścińskiego. Powiedział on, że
tworzenie reportaży wymaga pasji, a tego Marceli nie można
odmówić – już w podstawówce z rumieńcami na policzkach pi-
sała ośmiostronicowe wypracowania, podczas gdy rówieśnicy
ledwie zapełniali stronę. Mimo, że w dzieciństwie śniła o byciu
baletnicą, teraz myśli o dziennikarstwie telewizyjnym albo dy-
plomacji. Warszawa ma pomóc ziścić jej zakusy. Żyjąc na wy-
sokich obrotach w wymarzonym mieście Marcela nie zapomina
wracać do rodzinnych stron. Nie umie gotować, więc domowy
obiad jest dla niej rarytasem i odskocznią od kubków Knorr.
Poza tym ani w ukochanej Irlandii, ani w przyjaznej Hiszpanii
nie ma widoku polskich gór. U siebie w Nowej Białej Marcela
odwiedza dziadków i w końcu widzi się z chłopakiem. Grzesiek
jest dla niej łącznikiem między dwoma światami: miastowym
i zaściankowym. Razem planują mieszkać na przedmieściach
stolicy. A na razie stary pokój Marceli stoi pusty…
Elżbieta Wadowska