33
„Na Spiszu” nr 3 (72) 2009 r.
Prezydent II Rzeczpospolitej -
Ignacy Mościcki na Spiszu
Po przewrocie majo-
wym w 1926 roku prezy-
dentem II Rzeczpospolitej
został Ignacy Mościc-
ki. Przez dwie kadencje-
najdłużej w dziejach II
Rzeczpospolitej sprawo-
wał godność prezydenta
kraju.
W tym roku mija 80
lat kiedy prezydent od-
wiedził Spisz, południo-
we rubieże, które powró-
ciły do Polski w 1920
roku. Powodem obecno-
ści profesora Ignacego
Mościckiego była lustra-
cja regionu. Główne uroczystości miały miejsce 17 lipca
1929 r. w Niedzicy. Jeszcze na długo przed przyjazdem Igna-
cego Mościckiego został powołany Komitet , który zajął się
organizacją pobytu głowy państwa na Spiszu. Przewodni-
czącym został ks. dziekan Andrassowski z Frydmana, Wen-
delin Haber- Inspektor Szkolny dla Spisza i Orawy i Ha-
lecki - starosta powiatowy. Mieszkańcy Niedzicy stanęli
na wysokości zadania, droga przejazdu była udekorowana
drzewkami, domy przystrojono flagami biało – czerwonymi
oraz chustkami- tybetkami. Straż Graniczna ozdobiła most
na Dunajcu na Kapuśnicy, natomiast odpowiedzialnym za
wykonanie bramy był nauczyciel Felicjan Zalewski. Z ko-
lei kierownik szkoły w Niedzicy, Józef Wójcik przygoto-
wał wraz z młodzieżą na tę uroczystość program artystycz-
ny. Kronika szkolna tak opisuje ten dzień „Około godziny
trzeciej (piętnastej) powoli zjeżdżają się do Niedzicy ludzie
i dzieci z całego Polskiego Spisza. Każda wieś wydelego-
wała po kilku parobków do honorowej warty. Zjechało 6
orkiestr z okolicznych wsi spiskich. Dostali wiadomość, że
Pan Prezydent jest już w Czorsztynie. Po chwili był już na te-
renie spiskim. O godz. 5.20 (siedemnastej dwadzieścia) auto
Pana Prezydenta zatrzymuje się przed bramą. W bramie wita
chlebem i solą pan Jan Pojedyniec. Ks. dziekan wprowadził
Pana Prezydenta do kościoła. Dzieci spiskie deklamowały
wiersze, wręczyły Panu Prezydentowi bukiet róż. Potem Pan
Prezydent odjechał z Niedzicy w stronę Krościenka. Pobyt
trwał około 15 minut.”
Odwiedziny Spisza przez prezydenta Polski były wiel-
kim wyróżnieniem dla mieszkańców tego regionu. Ochot-
nicza Straż Pożarna do dziś w swoich zbiorach posiada
sztandar, którego ojcem chrzestnym był prezydent II Rzecz-
pospolitei - Ignacy Mościcki.
Elżbieta Łukuś
Podróż do Paryża
- Jak gazdowie z Wilsonem radzili
Relacja Ks. Dr Ferdynanda Machaya,
„Gazeta Podhalańska”, nr 21 z dnia 25 maja 1919 r.
Byliśmy więc u Wilsona w jego własnym mieszkaniu. Le-
dwieśmy weszli prezydent Wilson leciał przed nas, podał rękę
Piotrowi Borowemu i nam wszystkim, a pytał się; Hou do jou
do? „Jak się macie? Z jakiej przyczynyście tu przybyli?” I wie-
cie moiściewy, że nie mało nam kłopotu narobił tem. Bo Piotr
i Wojtek Halczyn wymyślili cały plan, co i jako będą u Wilso-
na mówić!
Wojtek wrócił później z Ameryki, był tam 7 lat, i tak so-
bie ten bulgoczący język zapamiętał, że się znalazł w Paryżu
Amerykanin, któregoby nikt nie zrozumiał. Piotr zaś był tylko
2 lata w Nowym Świecie i już bardzo dawno wrócił, nie rozu-
miał więc dobrze każdego. Natomiast mówił łatwiej od Wojtka.
Zgodzili się więc tak, że Piotr będzie do Wilsona przemawiał,
Wojtek się będzie zaś przysłuchiwał, aby wszystko zrozumieć,
aby ani jednego słówka nie opuścić. Korzyść tej umowy miała
być ta, że jeżeliby coś Piotr nie zrozumiał, Wojtek mu zaraz
podszepnie po naszemu, co powiedział Wilson.
Jeżeli już o tych przygotowaniach piszę, muszę wspomnieć
o naszej ugodzie, lepiej mówić planie – z dr Rouppertem. Spo-
dziewaliśmy się bowiem, że na naszem przyjęciu będzie i p.
Wilsonowa. Mówię ja więc rano do dr Roupperta: „Panie profe-
sorze musimy pracę podzielić. Przemówić u Wilsona napewno
nie będziemy mogli, jest to bowiem przywilej gazdów. My bę-
dziemy mieli prawo – jeżeli nas puszczą – oglądać, a podziwiać
Wilsona i jego żonę. I teraz omal kłótnia nie powstała, który
z nas ma obserwować Wilsona, a który Wilsonową. Obaj my
się o Wilsona upierali.
Przekonałem jednak Roupperta, że mnie jako księdzu wca-
le nie godzi się panie obserwować (ku temu jeszcze starsze!)
i zostało na mojem. - Ale wracam do Wilsona. Jakom już wspo-
mniał, Wilson z tem pytaniem prawie zamętu narobił. Piotr
sobie bowiem ułożył taki porządek w przemówieniu: przywi-
tanie się, przedłożenie prośby i podziękowanie za przyjęcie.
To miało być wszystko. A tu ci Wilson na gwałt pyta: z jakiej
przyczynyście tu przybyli? Piotra tu na szczęście ani na chwilę
nie zmąciło. Stanął sobie bliziutko Wilsona, wziął jego prawą
rękę do swojej lewej, prawą ręką w ciągu przemówienia ciągle
głaskał Wilsonową rękę.
Mówił zaś tak: „My tu przybyli z dwóch małych krajów
tatrzańskich ze Spisza i Orawy. Ludność tych ziem jest czysto
polska. Ziemie nasze są teraz przez Czechów nieprawnie oku-
powane. Przyszliśmy prosić Konferencyę pokojową, aby nas
wyswobodziła z pod jarzma czeskiego, a przyłączyła do Pol-
ski, do tego państwa, które do nas ma jedynie prawo” - i tutaj
Piotr zmienił głos w opowiadaniu i z radosnym uśmiechem,
ciągle głaskając Wilsona po prawicy mówił dalej: „Jesteśmy
niezmiernie szczęśliwi, że możemy Waszą Wielkość z tak blizka
– z oczu do oczu oglądać, widzieć jego miłościwą twarz, a sły-
szeć bicie jego szlachetnego serca” - Wojtek stał przy lewej
ręce Wilsona, Rouppert za Piotrem, ja zaś za Wojtkiem, obok
Wilsona na prawo stała jego pani, zaś za nimi adjutant i sekre-
tarz prezydenta.
red.