background image
„Na Spiszu” nr 2 (63) 2007 r.
32
Dobrze jest czasem zapomnieć o codzienności i zerknąć
wstecz - pogrzebać w omszałych, pożółkłych i zakurzonych pa-
pierzyskach. Bez ponoszenia kosztów, bez wielkich trudów moż-
na urządzić sobie fascynującą wyprawę w świat nieznany: tym
ciekawszy, że przeszły, raz na zawsze rozegrany i dokonany.
W dwutomowej pracy opatrzonej sążnistym tytułem –
Wspomnienia z Wenecji, kolei żelaznej lipnicko-wiedeń-
skiej, Wiednia, Karpat wadowickich, Frankfurtu nad Me-
nem i przelotu z Krakowa do Tatr spiskich” - wydanej przez
Ludwika Pietrusińskiego w Warszawie w 1845 roku, zna-
leźć można ciekawe i barwne opisy podróży, jaką odbył on w
1843 roku. Wyprawił się wtedy – jak głosi śródtytuł odpowied-
niej części książki – na „Przelot z Krakowa na szczyt łomnicki
w Tatrach”. Dziś takie relacje mogą bawić i wzruszać, dziś prze-
cież wyjazd z Krakowa w Tatry nie jest żadnym wyczynem, ale
banalnie powtarzalną i nie pozostawiającą zazwyczaj głębszych
doznań wycieczką – w połowie jednak XIX stulecia taka ekskur-
sja była przedsięwzięciem poważnym i wymagającym nie lada
zachodu. Tak dużego, że nic dziwnego, iż relację z niej trzeba
było utrzymać w duchu opowieści z odległego lądu...
Autor opisu – interesującego nas o tyle, że sporo miej-
sca zajęły w nim reminiscencje ze Spisza – Ludwik Pietrusiń-
ski (1803-1856) był z wykształcenia prawnikiem, z zawodu
zaś publicystą i dziennikarzem. Zamiłowany podróżnik, zwie-
dził spory szmat Europy (wrażenia opisał w wydanej w 1843 r.
książce „Podróże, przejazdki i przechadzki po Europie), parał
się też turystyką górską, a współcześnie uważany jest za jed-
nego z prekursorów ochrony przyrody w Polsce.
Czytając poświęcony Spiszowi fragment „Wspomnienia
z Wenecji, kolei żelaznej lipnicko-wiedeńskiej, Wiednia, Kar-
pat wadowickich, Frankfurtu nad Menem i przelotu z Krako-
wa do Tatr spiskich” warto zwrócić uwagę na bogaty i obra-
zowy język oraz dynamiczny styl relacji. Maluczko, a moż-
na uwierzyć, że autor penetrował nie obszar, rozciągający się
stosunkowo niedaleko Krakowa, ale dziką i położoną na krań-
cach świata krainę...
„(...) O dwie mile od Nowego Targu stoi słup, wieś Dęb-
no i most o 11 rzędach palów. Tu się Dunajec łączy ze swo-
ją siostrą Białką, tu droga z prawego jego brzegu przechodzi
na lewo. Odtąd Dunajec odgranicza Galicję od Węgier. Dro-
ga równa idzie ciągle brzegiem galicyjskim, tuż u stóp Bie-
skid, między nimi a skaczącym, zielonym Dunajcem. Widzisz
z niej wioski węgierskiej części nowotarskiej doliny. A jeźli Cię
Nowa Biała (Uj-Bela) wabiła swą białością, Frydman zajmu-
je cię pałacem. (...)
Syczący Dunajec, na prawo, coraz bardziej podskakiwać
i pienić się zaczyna. Spostrzegam za nim powoli wzrastające
nadbrzeże, a na wzgórzu nadbrzeżnym wieś i zamek starożytni,
jednopiętrowy z wieżą i basztą. – Czy to Czorsztyn? – zapyta-
łem. – Nie, to Niedzica, węgierski zamek hr. Pałoczaja.
Nagle zwęża się dolina. Bieskidy bliżej przyskakują do
Dunajca. Już ledwie wystarcza miejsca dla gościńca, między
górą na lewo a Dunajcem na prawo. Ten ostatni, po raz pierw-
szy górami ściśniony, szamoce się zygzakiem, to na prawo, to
na lewo, przez co z łona jego wyskakują zielone wysepki. Cała
okolica przybiera barwę dzikiej romantyczności. Skręt na lewo
i spostrzegasz tuż przed sobą, na pochyłości Bieskidów sterczą-
ce, czerwone rozwaliny w pół góry. Przed nimi i ponad nie wy-
krawa się na lewo wąwozista droga do Krościenka i Szczawnic.
Oto ją masz zaraz za figurą na wzgórku, pod którą koszą sia-
no. Dalej sterczą ostre, wapienne głazy jak głowy cukru, a na
wierzchu stoją czarne, drewniane niedźwiedzie. Dalej powiewa
chorągiewka, dalej znów skałka, a na niej altanka. Dalej jakiś
Hiszpan z drzewa. Nad tym wszystkim panuje pół z wapiennej
skały, pół z cegieł wybudowany zamek, duży, obszerny, górze
na piersi siedzący, bez dachu, mostu, fosy, zdarty, starty, z dziu-
rawymi, okropnymi oknami, którego ściany wystrzępione, czer-
wone, porozrywane patrzą ku niebu okiem rozpaczy i na których
często węże, puchacz i niedoperze osiadają. (...)
Przywitawszy się kolejno ze wszystkimi, wypogodziłem rze-
czywiście czoło na widok tylu piękności krakowskich i lwow-
skich. Obejrzeliśmy ruiny zamku, który niegdyś miał być daro-
Z czasu przeszłego, dokonanego
Dolina Dunajca
przed powstaniem zbiornika,
fot. F. Payerhin
Z czasu przeszłego, dokonanego
Dolina Dunajca
przed powstaniem zbiornika,
fot. F. Payerhin