background image
„Na Spiszu” nr 1 (62) 2007 r.
18
u
Od świyntyj Hanki, zimne poranki – mówi stare lu-
dowe przysłowie (Św. Anny 26 lipca). Można powiedzieć
bez przesady, że zima, a raczej jej zwiastuny zaczynają się
u nas już w lecie. Starzy ludzie obserwując latami pewne
prawidłowości odkryli, że „kie piyrsi roz po letnim prze-
siylyniu góry (Tatry)
u
okurzi, to za 3 miesiónce przidzie
zima”. Z małymi wyjątkami, także moje obserwacje to po-
twierdzają.
W tym sezonie 2006/2007 wszystko oszalało i nic się
nie sprawdziło. Mój Kochany spólnik skwitował to tak:
„tako zima, jaki świat, a na świecie teroz dużo zbocyńcók
i tyk paniynek lekkik obycajók”.
Dla rolników, pasterzy, leśników i drwali, dla my-
śliwych - ludzi związanych z naturą - obserwacje pogo-
dy były zawsze bardzo istotne. Można było np. prognozo-
wać ile bydła czy owiec wychowa się przez zimę z zebra-
nej latem paszy. Ludzie żyjący między Tatrami i Pienina-
mi zwracali uwagę nie tylko na zachowanie się zwierząt
i roślin, ale też chcąc nie chcąc na góry, stały i majestatycz-
ny element krajobrazu. Śnieg w Tatrach obsypanych zimo-
wym śniegiem topnieje prawie do końca czerwca. W wie-
lu rodzinach w Czarnej Górze panuje przekonanie, że ką-
pać się można dopiero na Św. Jana (24 czerwca), bo woda
jest już ciepła. Potem następuje sześć najcieplejszych ty-
godni roku, w tym czasie mają miejsce sianokosy (siana).
Ale już na początku sierpnia dość często przychodzi desz-
czowa pogoda, a górach następuje tak duże oziębienie, że
ich najwyższe partie pokrywają się nowym śniegiem, któ-
ry nierzadko już tam utrzymuje się do zimy. Drugie ude-
rzenie zimna, z reguły ma miejsce pod koniec sierpnia lub
na przełomie sierpnia i września sprawia, że nie tylko Tatry
Wysokie, ale też i najwyższe szczyty Tatr Bielskich okry-
wają się białą czapką. Widać wtedy dosłownie białą grani-
cę śniegu ok. 2000 metrów n.p.m., poniżej jeszcze jest sza-
ro- zielono. W rozpogodzony, ciepły i długi jeszcze dzień,
rolnicy zbierają zboża (owies, jarzec,) oraz skoszone drugi
raz trawy (otawe, potrow), koniczynę (kónicine).
Bywało, że na przełomie września i października lu-
dzie zwozili w naprędce skoszoną nać ziemniaczaną. Za-
wsze wtedy z niepokojem poziyrali na góry bielejące w za-
sięgu ręki, bo trzeba się pospieszyć z kopaniem grul, zanim
przykurzi. Jak śnieg schodzi do granicy 1.000 metrów to
oznacza, że za tydzień, dwa pobieleje brzegowsko Kuców-
ka, górno Bukowina, jurgowski Górków Wiyrch i Podokól-
ne, rzepisko Piyłotówka i cornogórko Grapka. Jeszcze zima
się cofa i następują kilkudniowe ocieplenia, a śnieg znika,
ale jest pewne że za tydzień za dwa tyźnie zejdzie do poło-
wy wymienionych wierchów, a w końcu przikurzi i siednie
na stałe we wsiach położonych nad potokami w całej doli-
nie, gdzieś do białczańskiej Grapy. Potem śnieg dociera do
Gronia, a w końcu pokrywa całą kotlinę nowotarską.
Z zimą jako porą roku i z zajęciami zimowymi wią-
że się ciekawe słownictwo, które nieraz używane jest
w ograniczonym do kilku wsi zakresie, przeważnie jednak
jest wspólne dla regionu Podhala, Gorców, Orawy, Spi-
sza, i Pienin. Gdy ściśnie duży mróz słowo ZIMA staje się
nie tyle stwierdzeniem stanu rzeczy, co wręcz powitaniem
- jak dzień dobry. Nie uchodzi nawet za gorszące powie-
dzenie; k...a zima. Nie mówi się śnieg, tylko śniyg, który
nie pada ino kurzy (kurzi). Może kurzić spokojnie i może
duć! Jak wiater lekko rusza śniegiem to jest kurniawa,
a jak mocno zamiata to jest dujawica. Mówi się wtedy, że
wierchy wyduje, a doliny zaduje, czyli zasypie śniegiem.
Tak czy owak wszędzie tworzą się zospy (zaspy). Najlep-
sze miejsce na przeczekanie dujawicy (burzy śnieżnej) jest
teren osłonięty przed wiatrem określany mianem zohylina.
Obserwując obfite i jednostajne opady śniegu w leśnej zo-
chylinie przy bezwietrnej pogodzie nie trudno stwierdzić,
że wkoło panuje cisina.
W tym roku śniegu brakuje, więc dobre wydają się na-
wet wspomnienia i mroźne dywagacje przyprawione lokalną
gwarą. Od kiedy większe dochody niż rolnictwo daje tury-
styka, górale do opadów śniegu przykładają większą uwagę,
aniżeli do letnich polnych upraw. Gdy śnieg na czas przyj-
dzie, mówią: Leci nasa pszynica! Śniyg może być zmro-
żony, a na polach zwłaszcza po odwilży nocą powstaje sryn
(szron). Po ociepleniu jest zmiynk i dzieci robią bałbana (bał-
wana). Trzeba uwazuwać (uważać), bo śnieg może zjechać
z dachu, a jak durknie (uderzy) to może złamać kark, a na-
wet przipucić auto (przygnieść). Jak jest koplina to śnieg
się lepi i źle się jeździ na skijak (skije – narty), nie pomogą
nawet lyskowe (leszczynowe) kulicki (kijki). Wtedy gazdo-
wie wyjeżdżają koniem z próznymi (pustymi) gnatkami bez
włócek, żeby sobie zrobić drogę (przetorować). Gdy przyj-
dzie mróz taka droga jest zamarzniętym torem do wywo-
żenia gnoja (obornika). Czasem zachodzi potrzeba przeje-
chać koniem po zaszronionych polach, ale wtedy koń prze-
paduje, mówi się również, że cłowiek przepaduje, co ozna-
cza zarówno załamywanie się po stopami zamarzniętej war-
stwy śniegu, jak i zapadanie się w koplinie.
Zima lekkich obyczajów