background image
„Na Spiszu” nr 3 (60) 2006 r.
24
niejakiemu Wnukowi - wspomina Krystyna Miśkowicz,
córka Józefa Chowańca „Sklepnika". - Kiedy już była
w klasztorze, to ilekroć ten Wnuk robił zakupy w Jurgo-
wie, a ja akurat siedziałam w sklepie, kupował najwięk-
szą czekoladę i zostawiał mi, mówiąc: „To dla ciebie, za
ciotkę". Mówię kiedyś do niej: „Ciociu, Wnuk z Brzegów
ciągle mi czekoladę dla cioci zostawia. Mam już tych cze-
kolad ze dwadzieścia..." Ciotka w śmiech: „Wiesz co, Kry-
siu? Jak uczyłam w Brzegach, to ten Wnuk podlatywał ku
mnie, chciał się żenić. Ale ja go nie chciałam". -
Oświęcimskie serafitki chętnie zatrzymałyby w klasz-
torze także Weronkę. Żywa, rezolutna, wyróżniająca się
w nauce, była lubiana przez przełożone i koleżanki. Nie
widziała jednak dla siebie przyszłości w zakonie. Nie
wiadomo, czy to siostry okazały się tak surowe, czy to
ona (język miała niewyparzony) sprowokowała tak ostrą
reakcję - w każdym razie kiedy powiedziała „nie", na-
kazano jej opuścić internat. Trafiła do Krakowa, gdzie
uczęszczała do żeńskiego seminarium nauczycielskiego
(1921-1926); mieszkanie u zakonnic odpracowywała,
sprzątając w prowadzonym przez nie przy ulicy Senator-
skiej sierocińcu dla dzieci po legionistach.
Był to dla niej bardzo trudny czas; z goryczą wspo-
minała, jak w pierwsze święta Bożego Narodzenia za-
wiadomiła ojca, że przyjedzie do Jurgowa, i prosiła, żeby
wyjechał po nią na stację w Poroninie. Miała wracać ze
starszym kolegą, Janem Plucińskim (w przyszłości zna-
nym publicystą i etnografem), który tak jak ona wyrwał
się z rodzinnej wsi i przygotowywał w Krakowie do zda-
nia matury. Sebastian Chowaniec w umówionym dniu za-
przągł konia i pojechał przez śniegi do Poronina. W kłę-
bach dymu i pary pociąg wtoczył się na stację, ale wy-
siadł z niego tylko zakłopotany Pluciński. Nie wiedział,
że siostry, usłyszawszy, iż Weronika nie będzie podróżo-
wać sama, nie pozwoliły jej wyjechać. Na nic zdały się
tłumaczenia, że czekający w Poroninie ojciec będzie się
zamartwiał, co się stało... Jeszcze pół wieku później, ile-
kroć odprowadzała swoich wnuków do mieszczącego się
w budynku przy Senatorskiej przedszkola, wciąż trzęsła się
z oburzenia na wspomnienie lat, kiedy tam pracowała.
Maturę uzyskała w 1926 roku, a dwa lata później zdała
egzamin praktyczny, po którym została mianowana „stałą
nauczycielką publicznych szkół powszechnych". Pierw-
szą posadę dostała w dwuklasowej szkole w Murzasich-
lu. Pracowała tam przez rok; jak tylko otrzymała wiado-
mość, że jest etat w większej szkole, w Tylmanowej, po-
starała się o przeniesienie. - Dziadek nie bardzo wiedział,
gdzie ta Tylmanowa — opowiada Andrzej Chowaniec,
wnuk Sebastiana. - Pytał o drogę Cyganów i w końcu do-
wiedział się, że na Bukowinie (kierownikiem szkoły był
słynny F. Ćwiżewicz red.) jest nauczyciel, który tam kie-
dyś pracował. Pojechał do niego i tak poznał przyszłego
zięcia. - Przyszły zięć nazywał się Józef Tischner.
Na podstawie książki Wojciecha Bonowicza, „Tisch-
ner”, Wyd.” Znak?”, Kraków 2005