background image
15
„Na Spiszu” nr 1 (58) 2006 r.
Ostatnio prasę radio i telewizję obiegły bulwersujące infor-
macje o zamknięciu kolejki na Gubałówkę, a także trasy nar-
ciarskiej, bo nie zgadzają się na to właściciele gruntów. Me-
dia pokazywały b. dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowe-
go, który tłumaczył że ratraki depcząc śnieg zmieniają struk-
turę gleby na głębokość 40 cm i giną mu „robocki”. Choć każ-
dy wie, że robocki na zimę wchodzą w głąb ziemi, żeby nie po-
marzły. Jak nie robocki to huk od armatek naśnieżających tra-
sę zjazdową, a jak nie armatki to woda nie takiej jakości jak by
potrzeba itd. Itd. Praktyka dowodzi, że taki konflikt może być
prowadzony na dwa sposoby: wieloletnie sądy jak w przypad-
ku Pana Byrcyna, lub poprzez wywiezienie gnoja, czy gnojów-
ki na swój zogón – najlepiej, aby zarazem został ogrodzony!
Wojny właścicieli gruntów i właścicieli wyciągów narciarskich
mają już swoją historię, nie tylko zresztą w naszym regionie
i nie tylko w Polsce.
Sprawa Gubałówki sprowokowała wielu posłów i niektó-
re ugrupowania do przygotowania projektu tzw. Prawa śniegu.
Ostania propozycja, aby w razie braku porozumienia między
zainteresowany treść umowy w krótkim czasie ustalał sąd – zo-
stała okrzyknięta, że autorzy chcą powrotu do PRL-u. W pro-
pozycji tej jednak nie chodzi o wywłaszczenie właścicieli grun-
tów tylko o stworzenie prawnego mechanizmu, który umożli-
wiałby korzystanie z terenów narciarskich. Stanowiska zainte-
resowanych godziłby sąd powszechny w trybie uproszczonym.
Ludzie odbierają to jednak jako zamach na święte prawo wła-
sności. Nie pamiętają na jakiej gałęzi siedzą!
Jeśli wskutek nieporozumień zostaną zablokowane trasy,
stracą wszyscy: właściciele gruntów, hotelarze, gastronomia,
rolnicy i robotnicy.
Dlatego trzeba chronić tereny narciarskie, ale też szano-
wać prawa tych którzy są właścicielami gruntów. Jeśli jednak
ich żądania są wygórowane, to winien to rozstrzygnąć sąd, po
to aby nie wywozili gnojówki i nie kompromitowali górali.
Jest jeszcze jeden problem. Póki były wyciągi linowe to
w razie konfliktu dochodziło do ich przeniesienia na inni stok.
Teraz wyciąg krzesełkowy to inwestycja nie rzędu kilkadzie-
siąt tysięcy lecz kilka milionów. Kto zaryzykuje aby zainwesto-
wać takie pieniądze i nie mieć pewności, że przedsięwzięcie bę-
dzie mogło istnieć bez przeszkód minimum 20 lat? Jest jeszcze
bariera w mentalności właścicieli gruntów i inwestorów. Otóż
każdy kto zakłada spółkę, traktowany jest jak jakaś emanacja
milionera. Dlatego ten kto ma pole czuje się jakiś „malutki”
i chciałby szybko dorobić sobie – i jak to mówią „nie wie ile
śpiewać”. Z kolei inwestorzy mają z reguły problemy z zebra-
niem ogromnego jak na lokalne warunki kapitału do budowy
kolejki (wyciągu) i oczekują rozsądnej postawy od właścicieli
gruntów. A ponieważ pożądanie pieniędzy jest coraz większe,
coraz trudniej będzie o porozumienie. Dlatego bardzo potrzeb-
ne jest górskie Prawo do śniegu, aby nie blokowano poszcze-
gólnych przedsięwzięć a także rozwoju całego regionu.
jb
którego rodzina przeniosła się do pobliskiej Franko-
wej (tuż za Kacwinem).
Nazwisko Litwin mogło oznaczać rodowitego Litwi-
na, ale również było określeniem człowieka mieszkające-
go na Litwie. Dawniej bowiem Mazur oznaczał mieszkań-
ca Mazowsza, Lach - mieszkańca sądecczyzny, a np. Rusin
wschodniaka. Idąc dalej za Litwinową Grapą była Hełdako-
wa Grapa, Gogolowa Grapa. Inne nazwy w „grapie” odpo-
wiadające nazwom ról (zarębków) są w mapach wzmianko-
wane rzadziej. Wybudowaną na skraju grapy skocznię z cza-
sem w okolicy zaczęto nazywać Litwinką. Mało tego, nazwę
Litwinka przeniesiono też na wyciąg z drugiej strony grapy
na zogórskich polach, co już z Litwińską Grapą nie ma nic
wspólnego. Niedorzeczne jest także przenoszenie nazwy Li-
twinka na całą Czarną Górę – jako górę. Spotkałem się też
z taką mapą, gdzie nazwę Czarna Góra podmieniono wpi-
sując Gogolowa Grapa. A Gogolowa Grapa jest w gruncie
rzeczy zboczem góry.
Nazwa Czarna Góra utrwalona jest od wieków, a od-
nosi się zarówno do wsi jak i do wzniesienia dominującego
nad całą grapą. Co ciekawe rejon sąsiedniej Białki na jednej
z rycin zaznaczony jest jako Biała Góra. Zatem od wraże-
nia jakie dawał świerkowo-sosnowy las porastający wznie-
sienie wzięła nazwę i góra, i wieś położona po obu jej stro-
nach. Na siodle (przełęczy) ulokowane zostało osiedle Soł-
tystwo posiadające pewną odrębność od Zagóry, czyli czę-
ści wsi Czarna Góra rozłożonej wzdłuż potoku płynące-
go w stronę Trybsza. Słowo Zagóra jest lokalnym neologi-
zmem, podobnie jak Podspady, Podokólne, Murzasichle, Za-
zadnia, Zaskale, a pisze się i odmienia razem, czego ludzie
z zewnątrz nie czują. Dla odmiany nie wiadomo dlaczego
ktoś sobie ostatnio wymyślił, że część Czarnej Góry poło-
żona w dolinie Białki dla równowagi do „Za Góry” winna
nazywać się „Przed Górą”. A to już naprawdę niepoważne !
Wracając do skoczni na Litwińskiej Grapie należy z ubo-
lewaniem stwierdzić, że teraz zarasta krzakami. A odbywa-
ły się tu poważne zawody w czasie których oddawano sko-
ki o długości po kilkadziesiąt metrów. Głośno było o sko-
kach Władka Galika, Józefa Gogoli i Franka Młynarczyka,
nie wspominając innych śmiałków. Zresztą najlepiej, aby
o wrażeniach opowiedzieli kiedyś sami. Skocznia robi-
ła duże wrażenie, bo jako ośmioklasista miałem tylko tyle
odwagi aby zjechać ze spadu. W tym jednak okresie wielu
młodych ludzi trafiło do zakopiańskich klubów sportowych.
Jakże im zazdrościliśmy tych wspaniałych nart z czterema
rowkami. Szkoda, że dziś program budowy skoczni dla mło-
dzieży zainicjowany sukcesami Adama Małysza nie trafił do
Czarnej Góry, a byłaby to nie lada atrakcja i wielce komple-
mentarny element infrastruktury narciarskiej do tras zjazdo-
wych w Dolinie Białki. Słusznym jest o tym przypomnieć,
aby wieść o niej na dobre nie zaginęła. Może ktoś wpadnie
na pomysł reaktywowania tej skoczni. Nic by się nie sta-
ło aby powstała tu trasa zjazdowa. Jej długość i nachylenie
stoku mogłoby konkurować z Nosalem.
Jan Budz
Prawo śniegu z PRL?