background image
9
„Na Spiszu” nr 1 (58) 2006 r.
Kanonada wzbudzała we mnie lęk i obawę o nasze ży-
cie i naszą przyszłość. W domu panował nastrój smutku. Nie
śpiewaliśmy kolęd. Brat Rudek studiujący i pracujący w Bra-
tysławie nie przyjechał na święta do domu.
Trzecie Boże Narodzenie, które utkwiło mi mocno
w pamięci przeżyłem w 1946 roku.
W tym roku, 24 listopada przybyłem do Polski z Cze-
chosłowacji, gdzie mieszkałem z moimi rodzicami, którzy
w 1945 roku z Łapsz Wyżnych przesiedlili się do Žakoviec
w Czechosłowacji, w ramach ak-
cji zasiedlania poniemieckich do-
mów i ziemi po akcji wysiedlania
Niemców z Czechosłowacji.
Powodem mojego powrotu
do Polski było relegowanie mnie,
ucznia III klasy, z gimnazjum
w Kieżmarku, z wilczym listem,
z powodu wykrycia mojej przy-
należności do tajnego Związku
Młodzieży Spisko – Orawskiej.
W Czechosłowacji nie miałem pra-
wa pobierania nauki w jakiejkol-
wiek szkole. W tym czasie w Pol-
sce, powróciwszy z Bratysławy do
Krakowa w 1945 roku mieszkał
i pracował mój najstarszy brat Ru-
dolf. Brat wiedział, że moim pra-
gnieniem była możliwość konty-
nuowania nauki, dlatego znalazł
mi miejsce w szkole w Polsce
w Państwowym Liceum Pedago-
gicznym w Zakopanem. Liceum
dysponowało internatem dla mło-
dzieży przyjezdnej a nauka była
bezpłatna. Uczniowie ponadto
otrzymywali stypendium państwo-
we, które przeznaczone było na
koszty pobytu w internacie.
W moim rodzinnym dom-
ku w Łapszach Wyżnych po woj-
nie zamieszkała samotna starsza kobieta, której mieszkanie
spłonęło w czasie działań wojennych w 1945 roku.Jej mąż
mieszkał w USA.
Na okres ferii świątecznych uczniowie liceum mieszka-
jący w internacie wyjeżdżali do swoich rodzin. Ja również
opuściłem internat i ruszyłem w drogę na święta. Ponieważ
wówczas do Łapsz nie kursowały żadne autobusy, dlatego
drogę od przystanku kolejowego w Szaflarach do Łapsz Wy-
żnych pokonałem pieszo. Mocno utrudzony doszedłem do
celu. Ciotka Margiyta chcąc nie chcąc wpuściła mnie do mo-
jego rodzinnego domu. Miałem tutaj spędzić kilka dni. Na
dworze było bardzo zimno. Ciotka do spania wyznaczyła mi
rozkładaną „kanapkę” z owsiana słomą, przykrytą tkanym
bieżnikiem (pokrowcem). Do przykrycia dostałem również
pokrowiec zszyty z dwóch kawałków bieżnika, który był
sztywny i odstawał od ciała. Ciotka spała na pościeli moich
rodziców przykryta grubą pierzyną, dlatego nie odczuwała
chłodu panującego w izbie. Ja całą noc dygotałem z zimna
pod tym przewiewnym przykryciem. Ciotka nie miała dużo
drewna, dlatego paliła go w „śparchecie” tylko przez czas
gotowania obiadu. W naszym domu piec kuchenny był po-
łączony z dobudowanym w izbie
segmentem grzejącym, ale w cza-
sie działań wojennych ta część pie-
ca została rozwalona. Ciotkę nie
było stać na odbudowanie pieca
przed zimą.
W Wigilię Bożego Narodze-
nia nie było ustrojonego drzew-
ka a na wieczerzę wigilijną zja-
dłem „uwarzoną kapustę z grula-
mi i krupy”. O północy poszedłem
do kościoła na Pasterkę. Mszę od-
prawiał po łacinie zakonny ksiądz
Ryszard Sakiewicz, który podczas
okupacji przebywał w klasztorze
ojców Franciszkanów Mniejszych
na Słowacji. Słowacki proboszcz
Ján Ovšonka po przywróceniu gra-
nicy przedwojennej na Spiszu opu-
ścił Łapsze. Kościół na Boże Na-
rodzenie był ustrojony drzewka-
mi i oświetlony świecami. Ksiądz
w kościele mówił do ludności po
polsku a kolędy śpiewano po sło-
wacku. Kościół był przepełniony
ludźmi, pomimo, że z Łapsz nie-
dawno wyemigrowało do Czecho-
słowacji ponad pięćdziesiąt rodzin
pogorzelców wojennych. Po za-
kończeniu Pasterki masa ludz-
ka wylała się na nieoświetloną
jeszcze latarniami elektrycznymi,zasypaną śniegiem drogę.
Wśród powracających z kościoła szedłem i ja, mając w ser-
cu głęboki smutek z powodu konieczności spędzania Świąt
Bożego Narodzenia – co prawda w moim rodzinnym domu,
ale bez moich najbliższych - rodziców i rodzeństwa, w to-
warzystwie obcej mi starej kobiety. Wszedłem do domu, do
izby, usiadłem w ciemności przy stole i płakałem.
Drogę powrotną z ferii z Łapsz na stację kolejową w No-
wym Targu przeszedłem pieszo. Stąd pociągiem, w wagonie
3 klasy wróciłem do Zakopanego. Miałem wtedy 15 lat.
Franciszek Payerhin
Nad górami
Nad górami, nad Tatrami, chmury cyrwóne
Bóg sie rodzi, janió³ schodzi, g³osi nowine
Pastyrze stanyli, giymby
u
ozdziawiyli
Pobudziyli zwiyrzine.
Nie bójcie sie, nie strochojcie, ludkowie miyli
Kiebyście sie jak nopiyrwi, haniok stawiyli
Bo hañ na polanie, dziecko ukochane
Tuli sie do Maryji.
Polecieli, duzi mali, ku tyj Świat³ości
Bez smereki, bez potoki z wielkij radości
Serce podskakuje, g³os sie za³ómuje
u
Od tyk śpiywók janielskik.
Pó³noc przecie, a kolyba, jak s³onko świyci
Jakoz tam iś, Gabryjelu, my tak przejyñci
Na kolana padli, fnet watre nak³adli
Panu na wysokości.
Nad Tatrami, Piyninami, s³ónecko wschodzi
A pastyrze, ku
u
owieckóm du domu pośli
I opowiadali, siæko przekozali
Ludzióm do wiadomości.
jb