- Kacwin | Turystyczna wioska w górach na Spiszu
nym spacerze, kiedy pod gałęziami przy-
drożnego drzewa wypatrzyliśmy malutką
kapliczkę. „Kaplicka” znajduje się na skrzy-
żowaniu polnych dróg, zwanych w gwarze
miejscowej „krzizowe drógi”. Jedna z nich
prowadzi na Sołtystwo (osiedle na siodle
Czarnej Góry) a druga to tzw. „kosiutowsko
ulica” – od nazwiska Koszut. Historię tego
miejsca opowiedziały Zofia Koszut i Anna
Młynarczyk (pochodząca z Zagóry).
który wracał z krowami do domu. Mężczy-
zna najadł się na pastwisku tzw. „kocónók”,
określenie wskazuje na skrzypy, bowiem wspominane są te
rośliny jako podobne do „smerecka”. Było to na przednów-
ku, panował głód, a zjedzone rośliny nie były jadalne i mogły
przy niedożywieniu przyczynić się do jego śmierci. Ponieważ
w tym miejscu potem „ nieroz strasyło” ludzie zrobili ka-
pliczkę, którą umieszczono na rosnącej obok wierzbie. Kie-
dy wierzba zgniła ze starości „dziadkowie” postawili w tym
miejscu drewniany krzyż. Przez wiele lat w okresie przed
Wielkanocą, najczęściej w Wielki Piątek krzyż obwiązywa-
ny był koszulkami małych dzieci, które cierpiały na „świyr-
bióncke” i na tzw. „złą chorość”. Modlono się pod krzyżem
i wierzono, że symbolika miejsca pomoże ustąpić chorobie
dziecka. Pod krzyżem był przywiązany dzbanek, do którego
zanosili wodę, wkładano świeże kwiaty. W małej szkatułce
ludzie zostawiali drobne monety.
ponownie, tym razem na smereku (tzn. na świerku).Kopię
sfatygowanej figurki ponownie wykonał ok. 1960 roku Fran-
ciszek Koszut od Remiosa, krewny Zofii Koszut. Ona sama
wspomina, że ok. 15 lat temu wyszła na drzewo i własno-
ręcznie „obciupała sikieróm tego smereka z cetyny”, aby gałę-
zie nie zasłaniały kapliczki. Zostały tylko drobne suche ga-
łązki. Wracając latem któregoś dnia z pola spostrzegła, że
źle zrobiła, bo gdy jest upał to Pana Jezusa „straśnie piece”.
„Zamarkociyło mi sie, ze cłowiek taki głupi – bo c
stawała pod smerekiem i modliła się przy kapliczce, a gdy
robota naganiała to „ fse sie choć przezegnała”.
ka. W biegiem lat gałązka „dźwigła się” i ukształtowała so-
bie własny wierzchołek. Teraz po kilkunastu latach wyrosło
sta cetyna, która kiścią zieleni ponownie osłoniła
kapliczkę. Obecnie dla przypadkowego wędrow-
ca kapliczka jest prawie niewidoczna. Na doda-
tek drzewo z figurę Chrystusa w kapliczce obro-
sły dzikie krzaki cierni (ciyrnioki). To nie może
być przypadek, mówi pani Zofia – wszystko ra-
zem stanowi tu symbolikę dającą wiele do my-
ślenia współczesnemu człowiekowi. Już kilka lat
temu „posadziyła koło smereka małe jedlicki, bo jak
kiedy smerek sie zwali, to zeby tyz ludzie mieli dzie
dać tóm kaplicke”. A jedle to piykne przecie i dłu-
gowiecne drzewa.
dzóm autami”. Ale jeszcze niedawno wracający koło północy
z pracy na piekarni w Bukowinie, czy w nowotarskim kom-
binacie z „duszą na ramieniu” przyspieszali kroku. O tym
bowiem miejscu do dziś idzie hyr: „przi krzizu stras
nę czarnogórskiego Sołtystwa, aby na własne oczy zobaczyć
to tajemnicze miejsce i kapliczkę pod mocarną gałęzią na
widok której serce przyspiesza swój rytm, choć od śmierci
czarnogórskiego pasterza minęło grubo ponad 100 lat. Przy
okazji warto zajść ze Sołtystwa na wierzchołek Czarnej Góry,
gdzie stoi Krzyż Milenijny będący odwzorowaniem Krzyża
na Giewoncie. Tu nachodzi człowieka refleksja na światem
i zaduma nad poszarpaną tatrzańską linią, która łączy nie-
bo z ziemią.
Pobierz cały numer w formie PDF.