background image
Na Spiszu nr 2 (87) 2013 r.
41
Mieczysława Faryniak
urodziła się 6 grudnia 1903
roku w Kętach. Od 1907 mieszkała w Bielsku Białej. Po szkole
podstawowej kontynuowała naukę w Krajowej Szkole Kupieckiej
dającej uprawnienia szkoły średniej. Pracowała w Banku Gospo-
darstwa Krajowego. Interesowała się teatrem i baletem, ale naj-
bardziej lubiła wycieczki w góry. Jesienią 1935 roku odwiedziła
Spisz. Kupiła kawałek ziemi na Skałce w Dursztynie, wybudowa-
ła skromną małą chatę i tak na zawsze związała swoje życie z tym
miejscem. Rozpoczęła też oddaną służbę ludziom i Bogu. Najwię-
cej troski poświęciła dzieciom. Organizowała przedszkola domo-
we. Opiekowała się chorymi i niepełnosprawnymi. Troszczyła się
o kościół. Przygotowywała przedstawienia teatralne. W czasie II
wojny światowej ukrywała żydowską rodzinę. Wybudowała ka-
plicę Ducha Świętego. W 1971 roku swoją posiadłość przekaza-
ła siostrom Niepokalankom w zamian za dożywocie. Zmarła 29
kwietnia 1990 roku. Jej grób znajduje się w Dursztynie. Pozosta-
wiła po sobie nie tylko „Skałkę”, ale też piękną poezję.
Dolina Białej Wody
Gdy mgły z doliny kędyś się rozwieją,
Czyste wody potoku wtedy błękitnieją.
Czuba krzewów u brzegu ta jasno-zielona
Jest jeszcze kroplami ze mgieł obwieszona.
Za nią ciemny pas z świerków dostojnych uszyty,
A nad nim już Młynarza i Granatów szczyty,
Nagie, strome, zszarpane, co się wypiętrzają
I dolinę od świata sobą odgradzają.
Pewnie chcą ją zasłonić przed profana okiem,
Bo tchnie ona ciszą i wielkim urokiem.
Jest w niej utajone prawdziwe skupienie,
W którym potok pluszcząc – pogłębia milczenie.
On to orzeźwiającym darzy ją oddechem,
I skałom się przymila – przytłumionym echem.
Kiedy słońce poranne sypnie tu promienie
Ogarnia dolinę w ich światłach olśnienie.
Gra więc kolorami w krasie swej urody,
W której bielą się mieni potok czystej wody.
Milczenie granitów
Nie wychodzę zza skały. Wychylam tylko głowę.
Cóż widzę? Kolumny, zwaliska i głazy,
Jedne rozparte, o ziemię oparte,
Inne przysiadłe i w górę zadarte,
Całe ich morze…
Znad jakich przepaści się oderwały
I tu się zatrzymały?
Zadumane, szare, milczące granity.
Ilość ich niezliczona,
Różne ich wielkości i kształty.
Tchnie z nich cisza, co przybliża wieki.
Zasięg jej daleki, bo każdy z głazów ma ciszę.
Wnika ona do mej głębi i tworzy spokój.
Rozlatują się myśli, rozprasza ciężar wyobraźni,
Żyje tylko dusza,
Która w tej ciszy z lubością się porusza,
Wybiega ku jej tchnieniu, uwolniona od związań –
Porzuca brzemiona, i trwa w niej
Rozpromieniona!
Podnoszę kamyk ten jeden z bezliku,
Co odpadł od głazu taki sam jak one.
I chowam ten granit, jak klejnot wspaniały,
Choć widzi się szary, przeciętny i mały.
Czasem go wykładam i patrzę na niego,
I wtedy odżywa doznane wrażenie,
Odczuwam, jak kiedyś nad chaosem świata,
Tatrzańskich granitów – wiekowe milczenie…
Sport i Turystyka
Na Spiszu