background image
Na Spiszu nr 1 (86) 2013 r.
17
Ludzie
Na Spiszu
nie tylko rodziców, ale i rodzeństwo (dwie siostry i pięciu
braci), a z bratem Józkiem chodziłem do jednej klasy. Nazy-
wają ich „Farmerami” lub „do Farmera”, co ma jakiś związek
z pobytem jednego z przodków w Ameryce. Starsza od Józ-
ka siostra Hanka, uzdolniona i energiczna, wyszła za mąż na
Słowację, ale często przyjeżdża z rodziną do Czarnej Góry.
Do dziś utrzymuję bliskie kontakty do młodszymi braćmi,
zwłaszcza bratem z Andrzejem i Frankiem, obecnie sołtysem
Czarnej Góry, którego wspiera pochodząca z Rzepisk żona
Bożena wykazujące zamiłowanie do historii.
Na jakiś czas kontakt się urwał. Od 1964 roku Jasiek
uczył się w liceum w Jabłonce. W 1968 roku zdał maturę
i wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Krako-
wie. Dopiero w okresie seminaryjnym obserwowałem go
na sąsiedztwie, bo wielokrotnie pomagał w gospodarstwie
Wojciecha i Wiktorii Szyszków. Stryk „Kowol”, bo taki przy-
domek nosił Szyszka był gazdą na „budzowskim spólstwie”,
a jego żona Wiktoria z domu Budz pochodziła z Bukowiny
z rodu o przydomku „Łopuszniak”. Bezdzietnemu małżeń-
stwu w dużym gospodarstwie rolnym pomagała Ludwina,
służąca z Białki, czasem Sarnowie o przydomku „Gałajdzi
(Jyndrek, Sobek i Walek), także „Łopuśniocy” z Bukowiny.
W tym czasie nieraz rzeczą zwykłą była też pomoc sąsiedz-
ka. Janek jednak jako gazdowski syn wykonywał wszystkie,
nawet najcięższe prace. Pamiętam, że z uznaniem o jego po-
stawie wypowiadała się starsza pani z Krakowa, która przez
wiele lat wynajmowała „u Kowola” izbecke na lato.
Czarna Góra nie może się w swej historii poszczycić dużą
liczbą powołań. Wspominano we wsi ks. Koszuta, który po-
noć był więziony z przyczyn politycznych. Jakoś wtedy nie
wolno było o tym mówić. Jak się później dowiedziałem już
w 1975 roku był on inicjatorem przemytu literatury religij-
nej do Czechosłowacji przez Tatry, co było karalne. Teraz
przebywa zdaje się we Włoszech. Pamiętam też radość ks.
Karola Łysienia, ówczesnego proboszcza parafii jurgowskiej
z tego, że „dochował się księdza”. Niezatarte wspomnienia
wiążą się z uroczystością prymicyjną w 1975 roku. Dla wie-
lu mieszkańców wsi i całej okolicy było to doświadczenie
religijne, ale też obyczajowe. Na osiedlu (spólstwie) Sar-
nowskim zgromadziła się wielka rzesza ludzi, a ceremonia
przypominała ogromne wesele. Kto tego nie widział, pew-
nie nie zobaczy, bo i czasy się zmieniły i obyczaje. Liturgia
do dziś nie uległa zmianie.
Ks. Jan Sarna, kiedy tylko przyjeżdżał, lubił zaglądać do
„cornogórskiego” kościółka. Zdarzało się mu modlić przed na-
szym ołtarzem i odprawiać tu msze święte. Z życzliwością
interesował się rozbudową podjętą w 1997 roku, a widać
było że sprawy budowlane nie są mu obce. Pewnego razu
zjawił się niespodziewanie u mnie w domu i oświadczył, że
zbliża mu się 25 lecie kapłaństwa i chciałby z wdzięczności
i na chwałę Bogu przy tej okoliczności ufundować dzwon.
Nie wiem skąd znał kwotę, ale przekazał na moje ręce sumę
na średni dzwon o imieniu „MARYJA”. Ma on umieszczoną
z przodu prośbą: „KRÓLOWO POKOJU SKRYJ NAS POD
SWÓJ PŁASZCZ”. Z drugiej strony dzwonu widnieje napis:
„NA CHWAŁĘ BOGARODZICI DZIEWICY, W 25.LECIE
KAPŁAŃSTWA, UFUNDOWAŁ KS. JAN SARNA, CZARNA
GÓRA A.D. 2000”. Zapytałem go wtedy, trochę po kole-
żeńsku, co sądzi i proponowanych imionach dzwonów. Co
prawda pomysł zaaprobował Komitet i ks. proboszcz Wła-
dysław Podhalański, ale z różnych względów miałem dalej
wątpliwości, bo zwyczajem było nadawać dzwonom imiona
Świętych. Ksiądz Jan powiedział wtedy, że jest to nietypo-
we, ale w Roku Jubileuszowy 2000, wszystko się może zda-
rzyć. I tak zostało. Dlatego największy dzwon nowsi imię
JEZUS CHRYSTUS z prośbą: MIEJ MIŁOSIERDZIE