background image
Na Spiszu nr 4 (81) 2011 r.
17
Ludzie
Na Spiszu
N
iedługo po świętach,
w styczniu 1945 roku
zmagające się z sobą woj-
ska frontowe dotarły dom
Łapsz Wyżnych. Niemcy masowo wy-
cofywali swoją armię na zachód. Droga
za wsią w kierunku Trybsza, bardzo
stroma, była zaśnieżona i oblodzona.
Utrudniało to poruszaniu się samo-
chodów w ucieczce. Niemcy zażąda-
li wyjścia na drogę mieszkańców wsi
w celu posypywania drogi piaskiem.
Mój starszy brat Edward w tym czasie
schronił się w lesie, aby uniknąć wy-
wózki do Niemiec. Do pracy na drogę
rodzice wysłali mnie. Wraz z innymi
posypywałem drogę piaskiem. Wojsko
niemieckie z Ukraińcami i Węgra-
mi prowadziło z sobą jeńców radziec-
kich, którzy mieli szmatami obwiązane
krwawiące nogi. Gdy z posypywaniem
doszliśmy już na wierzch Trybszanki,
ze wschodu nadleciały samoloty rosyj-
skie siejąc po kolumnie ogniem z kara-
binów maszynowych. Ludność cywilna
posypująca drogę rozpierzchła się po
polach. Mnie udało się dobiec do pło-
tu przeciw śniegowego i zanurzyć się
w zaspie. Samoloty powtarzały naloty.
Nam „cywilom” na szczęście nic się nie
stało. Do domu wróciłem wieczorem
samotnie idąc wzdłuż potoku a następ-
nie wzdłuż rzeki. Powrót drogą był nie-
możliwy z powodu zajęcia drogi przez
wojsko. Na podwórku naszego domu
stał wóz konny załadowany karabinami
niemieckimi, a w domu w izbie rozlo-
kowali się dwaj oficerowie niemieccy.
Mieli radio i nasłuchiwali wiadomości
z frontu. Nam pozostała do dyspozycji
tylko mała kuchnia.
Niemcy, pomimo trwających wokół
napięć, spokojnie golili sobie zarost na
twarzy, myli swoje ciało, nie przejmu-
jąc się trwającą na zewnątrz strzelani-
ną. W pobliżu kościoła /w Dziurówce/
wybuchł pożar, który szybko się roz-
przestrzeniał i objął swoim zasięgiem
prawie pół wsi. Płonęły domy miesz-
kalne, plebania, budynki gospodarcze,
paliło się bydło i cały dobytek miesz-
kańców. Nie było możliwości gasić
pożaru z powodu nieustającej strzela-
niny. Moja mama i ja trzymając w ręce
krzyż, wynosiliśmy z domu do piwni-
cy sąsiada nasze ubrania i żywność. Na
szczęście gruba warstwa śniegu na da-
chach budynków spowodowała ugasze-
nie pożaru. W międzyczasie mój ojciec
wypędził ze stajni nasze bydło, aby nie
spłonęło. Mama kazała mi pójść za oj-
cem z pomocą. Nie wiedziałem w ja-
kim kierunku mam pójść. Intuicyjnie
wybrałem kierunek na ogrody. Brnąc
po pachy w śniegu przeszedłem aż za
ogrody. Na polu, w grubej warstwie
śniegu zobaczyłem moment zastrzele-
nia czyjegoś siwego konia. Ciągle sły-
chać było świst kul lecących z Gran-
deusa. W obawie przed zabiciem
przeszedłem ogrody i wczołgałem się
pod mostek , gdzie byli już Jaś i Wła-
dek „od Jańciego”. Pod mostkiem było
bardzo zimno, dlatego zmieniliśmy
miejsce ukrycia na piwnicę z ziemnia-
kami przykrytymi słomą, stojącą nie-
daleko mostka. Tam przeleżeliśmy na
słomie aż do brzasku. Na zewnątrz cały
czas słychać było strzelaninę. Ja się bar-
dzo martwiłem o moich najbliższych.
Postanowiłem powrócić do nich. Wy-
szedłszy z piwnicy, przez ogrody i za-
budowania Franciszka Krzysika, prze-
biegłszy przez drogę, na której były
rozciągnięte druty telefoniczne, dotar-
łem do piwnicy sąsiada, do mojej rodzi-
ny. Ucieszyliśmy się, że żyjemy.
Nasi sąsiedzi „ od chmielki”
mieszkali w podpiwniczonym domu.
Do piwnicy prowadziły schody, obok
których była ułożona sterta kamieni.
W celu zwiększenia bezpieczeństwa
naszych dwóch rodzin, które schroniły
się się w piwnicy, schody i drzwi zasy-
pano kamieniami. W celach komuni-
kacyjnych pozostawiono okienko za-
tykane poduszką. Ojciec postanowił,
że nasza rodzina nie opuści wsi pod-
czas walk frontowych, że jeśli mamy
zginąć, to wszyscy razem. W piwnicy
Poszerzony CV
(cz.3)
Kartka z pamiętnika Franciszka Payerhina
Dom rodzinny Payerhina Łapsze Wyżne, lata 60 XX w.