background image
Na Spiszu nr 3 (80) 2011 r.
15
Naukę w szkole podstawowej rozpocząłem we wrześniu 1938 roku. Nasza
klasa lekcyjna była usytuowana na pierwszym piętrze budynku szkolnego, wznie-
sionego i oddanego do użytkowania tuż przed początkiem I. Wojny Światowej.
Szkołę budowali mieszkańcy wsi za pieniądze monarchii węgierskiej, do której
Łapsze Wyżne w tym czasie należały. Mój stryjek Gustaw, w języku niemieckim,
prowadził w swoim notesie zapiski nazwisk osób pracujących przy budowie szko-
ły, daty wykonywanych prac oraz wysokość zarobionych kwot.
Nauczycielką uczniów klasy pierwszej szkoły podstawowej była pani Śliwówna
z Łapsz Niżnych. Łapsze Wyżne w 1938 roku znajdowały się w obrębie państwa
polskiego, dlatego w szkole uczyliśmy się po polsku.
Pierwszego września 1939.roku wybuchła Druga Wojna Światowa. Wcze-
snym rankiem armia niemiecka wdarła się do Polski od strony Spiskiej Starej Wsi
i od Osturni, szybko posuwając się w kierunku Nowego Targu i Orawy. Za Niem-
cami do wsi przybyli Słowacy, którzy likwidowali zewnętrzne objawy przynależ-
ności Łapsz Wyżnych do Polski. Ze ściany szkoły zerwali szyld z orłem i polskim
napisem, wyrzucili i spalili polskie książki. Do wsi sprowadzono urzędnika sło-
wackiego – notara - oraz nauczycieli narodowców, których głównym zadaniem
było przekonać młodzież i starszych, że są narodowości słowackiej. Organistą
kościelnym był kierownik szkoły. Nabożeństwa i msze po słowacku odprawiał
słowacki ksiądz. Śpiewano tylko słowackie pieśni kościelne.
Nauczanie w szkole podstawowej, już w języku słowackim, w 1939 roku
rozpoczęto z lekkim opóźnieniem. Dzieci z mojego rocznika zapisano do klasy
drugiej. Ponieważ w domu rodzinnym mówiliśmy gwarą spiską, nikt z nas nie
znał języka słowackiego. Byliśmy więc skazani na naukę języka słowackiego od
podstaw.
W kolejnych latach, w ramach programu słowakizacji młodzieży szkolnej,
w szkole na przerwach lekcyjnych mieliśmy mówić po słowacku. Nic z tego nie
wyszło pomimo donoszenia kto na przerwach mówi „ po nasymu”.
W programie nauczania w drugiej klasie było zadanie nauczenia dzieci ta-
bliczki mnożenia (po słowacku – nasobilka). Pasąc krowy na Długim Polu z Se-
werynem Krzysikiem (od Urbanki), przedzieleni od siebie potokiem, siedząc na
pniaczkach, wykrzykiwaliśmy: tri krat tri je dewat....itd.
Ksiądz proboszcz przygotowywał nas do pierwszej komunii świętej w klasie
lekcyjnej. Miałem problem z wybraniem moich „grzesznych” postępków, z któ-
rych powinienem się wyspowiadać.
Byłem jeszcze uczniem łapszańskiej szkoły, gdy moi rodzice otrzymali od
kierownika szkoły pismo, że zostałem wytypowany na wyjazd na obóz szkolny
zorganizowany w „meśtiance” w Jurgowie. Rodzice wyrazili na to zgodę. Z tego
szkolenia pamiętam, że najważniejszym zajęciem uczestników obozu była musztra
wojskowa i ćwiczenia walki wręcz (trwała wojna).Z nożami /finkami/ w zębach
atakowaliśmy nieprzyjaciela. Pod koniec pobytu na obozie każdy z uczestników
otrzymał mundur HM (Hlinkowa Mladeź), w który miał się ubrać i wziąć udział
w defiladzie przed przybyłym do Jurgowa bardzo ważnym przedstawicielem wła-
dzy słowackiej w towarzystwie księdza Miśkowića, Słowaka z Jurgowa. Defilada
się odbyła a uczestnicy „parady” zapamiętali z tego tyle, że sobie ubrudzili bło-
tem mundurki i buty.
Słowacy, dla młodzieży szkolnej z Łapsz Wyżnych, zorganizowali wycieczkę
do mauzoleum księdza Andreja Hlin-
ki w Rużomberku. Byłem uczestnikiem
tej wycieczki. W mauzoleum zobaczy-
łem zabalsamowane, ubrane w sutannę
ciało, czczonego przez Słowaków bo-
jownika walczącego o powstanie nie-
zależnego państwa słowackiego. Pod
koniec wojny ciało ks. Andreja Hlin-
ki z mauzoleum zostało wykradzione
i dotychczas nie znane są jego losy.
Do czasu elektryfikacji wsi,
w szkole nie było prądu elektrycznego
ani centralnego ogrzewania. Sale lek-
cyjne ogrzewano piecami kaflowymi.
Podłogi w klasach zapuszczano ole-
jem, aby zapobiec unoszeniu się w kla-
sie kurzu wnoszonego do szkoły na bu-
tach lub gołych nogach. W kącie klasy
stała miednica i dzbanek z wodą. Nie
było wodociągu ani kanalizacji. Na po-
dwórku szkolnym stał drewniany klo-
zet z kilkoma otworami, ciągle brud-
ny i cuchnący. .Podwórko szkolne było
nie utwardzone. Na dużych przerwach,
w deszczowe dni, w małym korytarzu
szkoły, chłopcy urządzali sobie bijatyki
i wrzaski, co szczególnie denerwowa-
ło żonę i kierownika szkoły, mieszka-
jących w szkole na I. piętrze.
Nauczyciele w praktyce pedago-
gicznej, w zależności od ich tempera-
mentu, stosowali różne kary cielesne.
MOJA SZKOŁA PODSTAWOWA
w Łapszach Wyżnych
Wspomnienia z lat 1938-1943
Józiu Stanek z Łapsz w mundurze HM
(Hlinkowej Mladeźy)
Ludzie
Na Spiszu
f
ot. ar
ch. JK