background image
Na Spiszu nr 3 (80) 2011 r.
11
P
ierwszego września 1939
roku wybuchła II Wojna
Światowa. O porannym
brzasku, zaczęły bić dzwo-
ny kościelne. Dowiedzieliśmy się od lu-
dzi, że wybuchła wojna. We wsi zapa-
nował strach i trwoga. Ojciec z matką
pakowali dobytek i ładowali do wozu
drabiniastego, który nie był jeszcze
rozebrany po żniwach, z zamiarem
ucieczki przed napadającym Polskę
wojskiem niemieckim, lecz nie zdąży-
li nawet wyciągnąć wozu z obory, gdy
na drodze we wsi pojawiły się czołgi
i wozy bojowe z żołnierzami niemiec-
kimi, które wdarły się do Polski od Spi-
skiej Starej Wsi oraz od Osturni i po-
suwały się w kierunku Nowego Targu
i Orawy. Za Niemcami wkroczyli na
Spisz Słowacy, którzy szybko zabrali
się do likwidacji Polski w naszej wsi.
Z frontowej ściany szkoły zerwali szyld
z godłem polskim i polską nazwą szko-
ły, z pomieszczeń szkolnych wyrzucili
i spalili przed kościołem polskie książ-
ki i tak nastał czas panowania Słowa-
ków w Łapszach Wyżnych. Do wsi
sprowadzono urzędnika słowackiego
„notara”, do szkoły zostali skierowani
nauczyciele o twardych przekonaniach
narodowych, których zadaniem pierw-
szorzędnym było przekonać młodzież
i starszych, że są narodowości słowac-
kiej. Organistą w kościele był kierow-
nik szkoły. Nabożeństwa i msze w ko-
ściele odprawiał po słowacku ksiądz
słowacki. Śpiewano tylko słowackie
pieśni kościelne.
Nauczanie w szkole podstawowej,
już w języku słowackim, w 1939 roku
rozpoczęto z opóźnieniem. Mnie wpi-
sano do drugiej klasy. Wszystkie dzieci
szkolne w domu mówiły gwarą. Żaden
z uczniów nie znał języka słowackiego,
dlatego było nam bardzo trudno zro-
zumieć co nauczyciele do nas mówią.
Byliśmy skazani na naukę języka sło-
wackiego od podstaw.
W czasie okupacji niemieckiej
w Polsce była trudna sytuacja zaopa-
trzeniowa, dlatego z Białki Tatrzańskiej
leżącej nad granicą, przechodzili przez
graniczną rzekę Białkę, mieszkańcy
Generalnej Guberni, aby dokonać wy-
miany handlowej z mieszkańcami wio-
sek spiskich włączonych do Słowacji.
Do mojej mamy przychodziła kobie-
ta z Białki z synkiem w moim wieku,
po mąkę i cukier. Zorientowany w sy-
tuacji kierownik szkoły, namawiał nas
uczniów do denuncjacji osób kontaktu-
jących się z przybyszami z Generalnej
Gubernii. Mnie osobiście nie znany był
taki przypadek w naszej wsi.
W ramach programu słowakizacji
młodzieży szkolnej, w szkole zabrania-
no na przerwach mówić
naszą gwarą. Chciano, abyśmy mó-
wili po słowacku. Na opornych dono-
siła do kierownika szkoły woźna po-
chodząca z rusnackiej wsi. Nie wiele
to dało, gdyż uczniowie i tak mówili
do siebie swoim, ojczystym językiem.
Jedynie na pytanie nauczycieli odpo-
wiadali po słowacku (jak kto umiał).
W drugiej klasie uczyliśmy się tablicz-
ki mnożenia (słow. nasobilka). Pasąc
krowy na Długim Polu z Sewerynem
Krzysikiem (od Urbanki), przedzieleni
od siebie potokiem, siedząc na pniaku ,
wykrzykiwaliśmy pat krat pat je dwad-
cat pat, itd. Nauka tabliczki mnożenia
nie sprawiała nam większego proble-
mu, ale ucząc się geografii , nie mo-
głem zrozumieć dlaczego nazwa szczy-
tu w zdaniu - „ w Tatrach są szczyty
Ludzie
Na Spiszu
Poszerzony CV
(cz.2)
Kartka z pamiętnika Franciszka Payerhina
Gimnazjaliści z Lewoczy po przedstawieniu, w środku trzeci z lewej w białej koszuli Franciszek
Payerhin
Franciszek i Paweł Payerhin przed Szkoła
Podstawowa, Łapsze Wyżne 1942