background image
35
„Na Spiszu” nr 4 (61) 2006 r.
„Ozesod” i „nasómpos” to dwa
magiczne słowa dla mieszkańców nie-
których pasterskich wsi podhalańskich
i spiskich. Od wieków gazdowie odda-
wali owce i krowy pasterzom (bacom),
którzy udawali się z nimi na pastwiska
nieraz bardzo oddalone od macierzystej
wioski. Na wiesne ma miejsce „miysa-
nie” owiec – gazdowie przekazują po-
siadany „kiyrdel” wybranemu „bacowi”,
który liczy (cito) owce i zapisuje je do
swojego dziennika, zarazem na swoistej
ósemce robi odwzorowanie znaków
jakie są wycięte na uszach owiec kon-
kretnego właściciela. Starsi mieszkańcy
pamiętają jeszcze ten piękny widok, gdy
owce szły „na kosor” do gór (w Tatry),
potem przez wiele lat owce wypasano
w Bieszczadach. Bacowie zganiali owce
i jałówki do Poronina, gdzie ładowano
je na wagony towarowe. Wiosenny re-
dyk połączonych kiyrdeli ma swój urok,
podobnie jak widok owiec pasących się
latem na polanie. Ale szczególnie urze-
kający jest widok owiec powracających
w wypasu w rodzinne strony. Rozczula
też widok wozu zamykającego posuwa-
jącą się „kolumnę”, na której wiozą się
sprzęty, ale też kulawa owca i choćby
jak w tym roku jagniątko urodzone nie
w porę.
Termin „ozesod” (osod) wiąże się
z jesienią i ma swoje źródło w słowach
rozsadzić – rozdzielić, czasem słychać
je z nagłosem „u” jako
u
ozesod (uwa-
ga: niewłaściwa jest pisownia łozesod).
Najpierw każde sąsiedztwo (spólstwo)
elektryzowane jest wiadomością, że
„baca idzie”, bo trzeba przypilnować
pasące się jagnicki i barany, aby nie
pomieszały się z bacowkim kiyrdelym.
To, że idzie Baca przez duże „B”- a nie
owce - ma swoje uzasadnienie w tym,
że owce karnie stosują się do jego pole-
ceń i idą za nim jak zaczarowane. Baca
przygania owce w miejsce ustalone we
wsi i zamyka do „kosara”. Kosor to tym-
czasowe ogrodzenie
z drewnianych żer-
dzi. Gazdowie chodzą po kosarze i wy-
najdują swoje owce do przygrodzonego
mniejszego pomieszczenia – „do cor-
ka”. W sprawnym przebiegu „ozesodu
„ pomagają juchasi. Jeśli komuś brakuje
owcy - baca ma okazać skórę z niej lub
w zamian oddać gazdowi swoją owcę.
Moment rozliczenia ilościowego gazdowskiego stada łączyło się w przeszłości także
z rozliczeniem należnego sera (bryndzy) lub należności za wypas „jorek”.
Kiedy więc, z reguły na św. Michała przychodziły owce, we wsiach kończył się
okres wypasu na własnych gruntach i nadchodził czas wypasu swobodnego, jednym
słowem zwierzęta szły w „samopas”, co w gwarze znalazło odzwierciedlenie w sło-
wie „nasómpos”. Na terenie Czarnej Góry, Jurgowa i Rzepisk utarł się zwyczaj, że
choćby owce przyszły wcześniej to krowy szły „namómpos” dopiero od odpustu,
czyli w drugą niedzielę października (Święto Matki Boskiej Różańcowej). Dzień
wcześniej ściągano krowom łańcuchy. O ile w Jurgowie jest zwyczaj wspólnego wy-
pasu krów z całej wsi, o tyle w Czarnej Górze i Rzepiskach krowy wypędzano rano,
aby samodzielnie bez opieki pasły się w polu. Dopiero przed wieczorem rozglądano
się czy wróciły, a jeśli nie, gospodarz udał się w poszukiwanie brakującej sztuki.
Także owce wypuszczane są „nasómpos”. Ponieważ stada owiec często się mieszały,
zdarza się że posiadający większą ilość owiec pilnują je sami lub łączą się w „bań-
dy” zmieniając się co kilka dni przy pilnowaniu sąsiedzkiego kiyrdela. Istotą tego
wypasu jest to, że obowiązuje wolnizna i wypas zwierząt bez związku z własnością
konkretnych gruntów. Dawniej, gdy owiec było dużo sąsiedztwa (spólstwa) prze-
strzegały zasady, żeby nie wchodzić na teren w którym właściciele owiec nie mają
swojego pola. Teraz, gdy jest tyle nieużytków a owiec i bydła jest z roku coraz mniej
nikt nie zwraca uwagi, że na jego polu pasie się cudze bydło, czy też owce. Pod
wieczór „mądre” krowy same wędrują do „sopy”. Owce z reguły trzeba przygnać
i wyłączyć ze wspólnego kiyrdela. Czynią to oczekujący przed domem gospodarze.
Zdarza się, że owca a zwłaszcza baran odlatuje od stada do stada, albo że krowa „nie
wróci sie du domu”. Wtedy gazdowie udają się na wieczorne poszukiwania.
Każdy kierowca z głębi Polski, a nawet mieszkańcy naszego regionu nie-
raz są zaskoczeni dużą ilością krów w niektórych wsiach spiskich, choćby w Tryb-
szu, Nowej Białej czy Krempachach. W tych wsiach przeważa hodowla bydła, choć
i owiec nie brakuje. Także i tu obowiązuje pewien starodawny rytuał w zakresie
wspólnego wypasu bydła, spędzania stad pod wieczór i wyłączania poszczególnych
zwierząt przez ich właścicieli. Widok to niesamowity, gdy z potężnego strumie-
nia krów mieniącego się różnymi kolorami wycieka po kilka kilkanaście sztuk, aż
w końcu robi się pusto, co pozwala uwolnić pasterza od całodziennego obowiązku.
Oczekiwanie na krowy, których sznur rozciąga się czasem kilkaset metrów angażuje
nieraz cała rodzinę. Szczytem emocji jest okrzyk dziecka; O! Nasa kwiatula idzie.
Potem pozostaje już tylko dojenie, a w końcu chlipanie smacznego i jakże zdrowego
mleczka.
Jan Budz
Baca idzie!
– spiskie tradycje pasterskie