background image
Na Spiszu nr 3 (84) 2012 r.
30
I
nteresując się sprawami doty-
czącymi Spisza gdzie się uro-
dziłem, wstąpiłem do bratniej
organizacji założonej przez
polskich górali, to jest do Krakowskie-
go Oddziału Związku Podhalan. Nieco
wcześniej wpisałem się do Sekcji Spi-
skiej Związku Podhalan w Krakowie,
która się rozwiązała, gdyż kierownic-
two Stronnictwa Demokratycznego
wynajmujące Sekcji salę na „posiady”
zasugerowało naszym członkom wstą-
pienie do Stronnictwa Demokratycz-
nego. Ponieważ do tego nie doszło
to Sekcja Spiska zaniechała swoją
działalność.
Prezesem Krakowskiego Oddzia-
łu Związku Podhalan w tym czasie był
Stanisław Budzyński, kierownik Stu-
denckiego Zespołu Góralskiego „Skal-
ni”. Zespół pod kierownictwem Stasz-
ka koncertował w zachodnich krajach
europejskich. W tamtych czasach, aby
wyjechać za granicę, kierownik zespołu
musiał pokonywać liczne przeszkody
stawiane przez ówczesnych decyden-
tów. Wtedy pomagały dobre kontakty
z przedstawicielami władzy.
W roku 1977 brałem udział w ze-
braniu sprawozdawczo- wyborczym
Krakowskiego Oddziału Związku Pod-
halan w Krakowskim Domu Kultury
w Pałacu pod Baranami, gdzie zwykle
odbywały się nasze zebrania, posiady
góralskie i dokąd przychodziła adreso-
wana do nas korespondencja.
Zrządzeniem losu, przez głosowa-
nie jawne wybrano mnie przewodni-
czącym zebrania sprawozdawczo- wy-
borczego. Spodziewałem się ostrych
wymian zdań krewkich górali, a nawet
zwady. Na szczęście moje doświadcze-
nie życiowe pozwoliło mi na rzeczowe
i owocne przeprowadzenie zebrania.
Kiedy doszło do wyboru prezesa Od-
działu, z sali ktoś zgłosił moje nazwi-
sko. Głosowanie nad moją kandydatu-
rą na prezesa oddziału skończyło się
niemal jednogłośnie. Objąwszy obo-
wiązki prezesa zająłem się najpierw
pomocą w prostowaniu nie wyjaśnio-
nych zaszłości finansowych w Zespo-
le „Skalni”. Opracowałem plan dzia-
łania na przyszłość, zabezpieczyłem”
posiadników” na czas kierowania
Oddziałem.
W 1979 roku, po wykorzysta-
niu mojego urlopu wypoczynkowego,
otrzymałem wiadomość, że Zarząd
Główny Związku Podhalan w Polsce
organizuje wyjazd do USA na zapro-
szenie Zarządu Głównego Związku
Podhalan w USA na Uroczystości Jubi-
leuszowe Pięćdziesiątej Rocznicy zało-
żenia w USA Związku Podhalan. Pobyt
w USA w mieście Chicago był przewi-
dziany na okres miesiąca październi-
ka. Koszt wyjazdu miał pokryć każdy
wyjeżdżający z własnych środków fi-
nansowych. Mieszkanie i wyżywienie
pokrywali krewni z USA, lub górale
z Chicago, którzy zadeklarowali chęć
goszczenia nas na ziemi amerykań-
skiej. Jako prezes Krakowskiego Od-
działu Związku Podhalan znalazłem
się na liście dopuszczonych do wyjaz-
du. Wyjazd do USA wtedy był dla mnie
wyjątkową okazją, dlatego wystąpiłem
do Dyrektora Zjednoczenia Biomed
o urlop bezpłatny w miesiącu paź-
dzierniku. Dyrektor udzielił mi urlop
bezpłatny na miesiąc październik z za-
strzeżeniem, że wszelkie odstępstwo
od jego decyzji grozi mi dymisja ze sta-
nowiska dyrektora firmy, którą kiero-
wałem oraz dyscyplinarne zwolnienie
z pracy. Otrzymawszy urlop, zabrałem
się intensywnie do czynności związa-
nych z uzyskaniem wizy do USA i wy-
kupieniem biletu lotniczego.
Brakujące pieniądze niezbędne
do pokrycia wydatków pożyczyłem
od krewnych.
Zarząd Główny Związku Podhalan
zdecydował, że wszyscy wyjeżdżający
winni ubrać się w strój góralski. Ja nie
Poszerzony CV
(cz.6)
Jubileusz pięćdziesięciolecia Związku Podhalan w USA – wspomnienia
8
mając własnego, pożyczyłem strój
od kierownika zespołu góralskiego
„Skalni”. Spakowany kompletny strój
wypełnił dość dużą walizkę. W Chica-
go było wielu chętnych do nabycia tego
stroju. Jednak strój wrócił kompletny
do właściciela, gdyż ja nie mam zmy-
słu handlarza.
Kierownikiem ponad trzydzie-
sto osobowej grupy wyjeżdżających
do USA był ówczesny prezes Zarządu
Głównego Związku Podhalan Józef
Staszel z Nowego Targu, który w towa-
rzystwie żony Marii dzielnie spełniał
swoje obowiązki menadżerskie.
W samolocie podczas lotu byli-
śmy goszczeni przez pasażerki-Polki
lecące do Chicago. Co jakiś czas fun-
dowały nam różne napoje, w tym i wy-
skokowe. Nasza muzyka góralska czas
lotu umilała góralskimi utworami mu-
zycznymi i śpiewem zachwycony ka-
pitan Lotu prowadzący samolot za-
praszał nas kolejno do kabiny pilotów
w celu zademonstrowania całej masy
włączników i wyłączników, i różnych
wskaźników. Mnie jednak bardziej po-
dobał się widok bezchmurnego nieba.
W Chicago wylądowaliśmy bezpiecznie.
Na lotnisku zgrupowano nas w jednym
pomieszczeniu, z którego kolejno za-
proszeni goście byli przez” swoich” za-
bierani do ich domów, gdzie zamiesz-
kali podczas całego pobytu w Chicago.
Ja byłem umówiony z mężem mojej ku-
zynki-Adamem mieszkającym w Chica-
go, że przyjdzie po mnie na lotnisko,
lecz Adam nie przyszedł na spotkanie
ze mną. Z lotniska zostałem zabrany
i zakwaterowany u państwa Tylków,
gdzie mieszkałem cały tydzień, aż zja-
wił się mój Adaś i zabrał mnie do siebie.
Mieszkał sam w pokoju obok innych
mieszkańców wspólnego mieszkania,
z wyposażeniem sanitarnym. Dla mnie
wstawił dodatkowe łóżko, na którym
spałem do końca października.
Ludzie
Na Spiszu