background image
Na Spiszu nr 3 (84) 2012 r.
32
samochodów policyjnych i karetek pogotowia ratunkowe-
go. Wyszedłszy z Adamem na spacer wieczorny natrafiliśmy
na atak policji na jakiegoś przestępcę. Powiało grozą a strze-
lanina na żywo zmusiła nas do ukrycia się w bramie budyn-
ku. Było jak w filmie gangsterskim.
Żeby było co oddać pożyczkodawcom w kraju, znala-
złem sobie marnie płatne zajęcie w charakterze pomocnika
tynkarza reperującego wewnętrzne, popękane ściany w po-
kojach średniej wielkości hotelu. Moja praca polegała na za-
cieraniu gotową zaprawą szpar, pęknięć tynków i czyszcze-
niu na gładko, szklanym papierem, nierówności tynków.
Zajęcie dołujące, ale nie stresujące z obawy o złe wykona-
nie pracy. Remontowany hotel stał w dość dużej odległości
od mojego miejsca zamieszkania. Do pracy i z pracy zabie-
rał mnie samochodem, za uzgodnioną cenę, człowiek z któ-
rym pracowałem. Podczas jazdy grało nam radio, a życie
wydawało się całkiem znośne.
Czasem właściciel firmy wy-
znaczał inne prace, jak na przy-
kład przenoszenie zaprawy lub
cementu, przenoszenie gru-
zu itp. To mnie denerwowało
z powodu obawy o pogorsze-
nie się stanu zdrowotnego mo-
jego kręgosłupa. Jakoś jednak
wytrzymałem do końca mojego
dziesięciodniowego okresu za-
trudnienia. Dwa dni przed od-
lotem do Polski poinformowa-
łem pracodawcę, że z powodów
rodzinnych muszę przerwać
pracę. Poprosiłem o wypłatę za 10 dni mojej pracy. Praco-
dawca był tym zmartwiony, gdyż uważał mnie za dobrego
pracownika i obiecał mi lepiej płatną pracę. Doszło jednak
do wypłaty i zakończenia pracowania na kogoś.
W USA w stanie Pensylwania mieszkała moja 85. letnia
ciotka – siostra mojego ojca. Ciotka Maria Katarzyna wie-
działa o mnie z korespondencji ze swoim bratem a moim
ojcem Edwardem. Ciotka pracowała wcześniej jako nauczy-
cielka języka niemieckiego. Bardzo chciałem Ją poznać i od-
wiedzić. Adres jej aktualnego miejsca zamieszkania znał ku-
zyn mojego ojca Paweł Payerchin mieszkający w Pensylwanii
w mieście Johnston. Poznałem go w Słowacji w miejscu jego
urodzenia, gdy odbywał wędrówkę swojego życia – do miejsc
skąd pochodził i skąd pochodziła, już nie żyjąca, jego żona.
Umówiłem się z nim, że w drodze powrotnej do Polski przy-
lecę samolotem z Chicago do Pitzburga, skąd samochodem
przewiezie mnie do Johnston. Stamtąd pojedziemy do miej-
sca zamieszkania ciotki Mary. Bilet na przelot wewnętrz-
ną linią lotniczą z Chicago do Pitzburga zakupiłem wcze-
śniej. Wujek Paweł w Pitzburgu czekał na mnie na lotnisku.
Po przywitaniu pojechaliśmy do Johnston. W mieszkaniu
wujka zgromadziła się rodzina, aby się ze mną przywitać.
Poznałem tam trzy siostry wujka i wnuczkę z mężem stra-
żakiem. Spożyliśmy dobrą kolację opowiadając sobie o sobie.
Nazajutrz pojechaliśmy z wujkiem Pawłem na cmentarz, aby
zobaczyć miejsca pochówku już zmarłych członków rodzi-
ny i miejsca zarezerwowane na pochówek pozostałych, ży-
jących jeszcze osób z rodziny. Stąd wyruszyliśmy samocho-
dem do odwiedzenia ciotki Mary. Ciotka mieszkała w domu
starców mając do dyspozycji mały pokój, kuchenkę i zaple-
cze sanitarne. Była samotną osobą.
Żyła pod stałą opieką medyczną. Po wstępnej rozmowie
rodzinnej i oglądnięciu zdjęć z dawnych lat, ciotka wysłała
nas z wujkiem samochodem do banku celem pobrania kwoty
przeznaczonej dla mnie i mojego rodzeństwa. Byłem bardzo
ciekaw jak się pobiera pieniądze w banku nie wysiadając z sa-
mochodu. Okazało się to bardzo proste i praktyczne. Dro-
gę powrotną z Pitzburga na lotnisko odbyłem samochodem
komunikacji publicznej. Do Chicago z Pitzburga przelecia-
łem samolotem linii wewnętrznych..Po odebraniu bagażu
z przechowalni, wsiadłem do samolotu LOT-u i w towarzy-
stwie powracających z Jubileuszu górali doleciałem do Kra-
kowa. Część osób z delegacji pozostała w Chicago. Krążyła
(chyba plotka), że górale w czasie pobytu w USA zdołali do-
konać zakupu skór owiec kanadyjskich i wysłać je statkiem
do Polski. Skóry owiec kanadyjskich były podobno znacznie
tańsze od polskich. Jeśli to prawda, to operatywni kuśnie-
rze podhalańscy zrobili na wyjeździe dobry, czysty interes..
Adam, mąż mojej kuzynki Ani, pracujący w Chicago od kil-
ku lat, poświęcał mi maksymalnie dużą ilość czasu, będąc
zarówno moim żywicielem jak i przewodnikiem po mieście.
Zwiedziliśmy wspólnie Park imienia Tadeusza Kościuszki,
wspólnie podziwialiśmy panoramę miasta z najwyższego
budynku w Chicago. Byliśmy razem w kinie celem pozna-
nia filmów u nas nie wyświetlanych. Odwiedziliśmy razem
rodziny podhalańskie mieszkające w Chicago Podczas jed-
nej, bardzo późnej wizyty, byłem zaskoczony faktem dosta-
wy dla nas pizzy zamówionej telefonicznie już po północy.
Tego rodzaju usługi w Polsce jeszcze nie wykonywano. Był
październik 1979 roku. Mówiliśmy, że przy takich możliwo-
ściach usługowych można się odwiedzać bez obawy, że bę-
dziemy głodni. Przeżyliśmy też razem bardzo smutne chwile
rodzinne. W tym czasie zmarł nagle czterdziestoletni mąż
kuzynki Heleny Drążek, Paweł osierocając dwóch wspania-
łych synów Krzysia i Pawełka oraz pozostawiając żonę Hele-
nę z bagażem rozpoczętych prac związanych z budową domu
rodzinnego. Wcześniej zmarł ojciec Heleny i teść Adama –
Rajmund Biziak, który był dla mnie dobrym i życzliwym „za-
stępcą” moich rodziców mieszkających w Czechosłowacji.
Za zarobione w ciągu 10 dni pieniądze zakupiłem to-
war, który sprzedany na krakowskim bazarze dał możliwość
zwrotu pożyczonej od rodziny sumy pieniędzy, a nawet uzy-
skałem niewielką superatę.
Na Jubileusz zostali zaproszeni również górale z Kana-
dyjskiego Związku Podhalan. Nie było końca rozmowom
o życiu emigrantów z Polski w USA i Kanadzie.
Twierdzenie, że podróże kształcą jest ciągle aktualne.
Tekst i zdjęcia
Franciszek PAYERHIN
Ludzie
Na Spiszu