background image
Na Spiszu nr 1 (78) 2011 r.
13
K
lasztor na nowohuckim osie-
dlu Szklane Domy to dom oj-
ców cystersów. Labirynty ko-
rytarzy wokół małego dziedzińca łączą
dormitoria zakonników z bryłą kościo-
ła. W przejściach opatrzonych tablicz-
ką „Klauzura” jest doskonała akustyka.
Już wcześnie rano słychać tu truchty
cystersów zmierzających na jutrznię.
Obecnie w klasztorze mieszka 16. za-
konników. Swoją celę miał tutaj też o.
Bolesław Kozyra – proboszcz parafii
św. Elżbiety w Trybszu.
23 listopada 2010
- Najważniejsze, że rano poprosił
mnie o spowiedź – wspomina ks. Ro-
bert Łojek, przeor kościoła na Szkla-
nych Domach. - Nieraz nie chciał, nie
był już świadomy tego, co robi, ale w tam-
ten słoneczny wtorek poprosił. To łaska
Boża – dodaje. Dzięki niemu i współ-
braciom ks. Bolesław miał bardzo do-
brą opiekę w zaawansowanym stadium
choroby Alzheimera. Przez 10 miesię-
cy odwiedzały go pielęgniarki. - Tutaj
był traktowany jako emeryt, otoczyliśmy
go opieką braterską, bo każda rodzina
musi się troszczyć o swojego współbrata
mówi ks. Robert Łojek. Gdy tylko była
ładna pogoda ks. Bolesław wychodził
poza mury, spacerował na wózku. Kie-
dy jeszcze miał dużo siły zdarzało mu
się wymknąć bez wiedzy innych. Nie-
stety już nie wiedział gdzie iść, choroba
odbierała resztki racjonalnego myślenia
o świecie. Ponoć raz ks. Bolesław wy-
bierał się piechotą do Trybsza…
Tamtego wtorku rozpoczął dzień
od wyspowiadania się. Ten przebłysk
świadomości ucieszył braci. Spędził
dzień jak zwykle z wypiekami na twa-
rzy. – O godz. 18:00 otrzymał kolację, ale
po zjedzeniu jakby go coś zabolało – opi-
suje ks. Robert Łojek. - W oczach nam
zbladł od razu, a przecież zawsze był taki
czerwony na twarzy. Pobiegłem po oleje
i udzieliłem mu sakramentu namaszcze-
nia chorych.
Karetka już nie pomogła. Wie-
czorem ks. Bolesław zasnął spo-
kojnie w otoczeniu swojej rodziny
cysterskiej.
_______
Przystanek Trybsz
W 1968 r. parafię trybską opuścił
o. Bogumił Salwiński, którego wybrano
Opatem Mogilskim. Trybsz potrzebo-
wał księdza na dłużej, ludzie byli świę-
cie przekonani, że porządna wieś księ-
dzem i dyrektorem szkoły stoi. Rok po
odejściu opata przybył na Spisz mło-
dziutki ksiądz, szczupły brunet w oku-
larach, znać było, że mądry i „miasto-
wy”. Zaglądnął w każdy kąt kościoła
i postawił sobie wysokie cele w nowej
parafii. – Pierwsze co zrobił, to przygo-
tował nową posadzkę i wybudował gro-
tę fatimską nad strumykiem – mówi Jan
Wadowski, organista z Trybsza. – Po-
tem już była wymiana wyposażenia, wy-
strój wnętrza, pierwsze ołtarze złocone
też mieliśmy za niego – dodaje. Od po-
czątku jak ks. Bolesław coś zaplanował,
musiało być po jego myśli.
Dopiero co przyszedł, a już robił
nam profesjonalne katechezy – przywo-
łuje s. Hiacynta Gronka, albertynka. –
Nie traktował nas jak zwykłe dzieci ze
wsi, ale przygotowywał mądre programy
nauczania. Chciał przenieść krakowską
katechezę do naszych skromnych progów
szkoły – dodaje. Proboszcz przynosił
na lekcje różne plakaty, rysunki, któ-
re dzieci przemalowywały do zeszytów,
wyświetlał nawet przeźrocza, co na
tamte czasy było nie lada gratką dla
dzieciaków. Organista wspomina jak
razem z nauczycielami zmobilizował
dzieci do wystawienia jasełek. Potem
w nagrodę pojechali pierwszy raz do
prawdziwego teatru w Krakowie.
Dzieci z czasem zaakceptowały
nowy rozkład w ławkach: dziewczynki
po lewej, chłopcy po prawej i nie ina-
czej jak tylko klasami. Dzięki temu ła-
twiej było wywoływać roczniki podczas
różańca. Ministranci świecili reszcie
przykładem. Jeśli bujali w obłokach,
słyszeli głośne chrząknięcia księdza. -
Zdarzało się, że zrobiliśmy coś źle, ale po
mszach nie ganił nas za to. Może parę
razy otrzymaliśmy „burę” za gadanie, ale
ojciec Bolesław zawsze chciał naszego do-
bra – przyznaje Piotr Miśkowicz, dłu-
goletni ministrant. - Był służbistą, ale
dla nas, służby liturgicznej było to w po-
zytywnym tego słowa znaczeniu. Wie-
dzieliśmy co mamy robić, na co możemy
sobie pozwolić – kwituje Piotrek. Mło-
dzi chłopcy sporo się nauczyli od pro-
boszcza. Przed pierwszym dzwonkiem
dzielili się obowiązkami, wszystko mia-
ło być dopięte na ostatni guzik. Jeśli
Bolesław Maria
Trzy śluby: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Po ich złożeniu mężczyzna zostaje kapłanem. Od tej pory
wchodzi do kościoła bocznym wejściem od zakrystii, a jego wizerunek staje się nieodłącznym elementem
ołtarza. Nieodłącznym dla ołtarza trybskiego był ojciec Bolesław Kozyra. Przez ćwierć wieku zawsze mię-
dzy tabernakulum a nawą główną, po prostu między Bogiem a ludźmi.
W oczach nam zbladł
od razu, a przecież
zawsze był taki czerwony
na twarzy
Ludzie
Na Spiszu
Zawsze dostojny i elegancki...
f
ot. ar
chiwum autorki