background image
41
„Na Spiszu” nr 2 (67) 2008 r.
Pieróńskie sprawy i sprawki
Piórun zwany w gwarze pierónym (oni; Pierani – plu-
ralis majestatikus) budził od dawna w ludziach przeraże-
nie. Nawet przekleństwa nawiązujące w treści do piorunów
oznaczały nie tylko złość wobec adresata, ale też strach
przed skutkami działania nadludzkiej mocy zawartej w krót-
kotrwałym zjawisku błyskawicy. Słowa „Niyk cie pierón
strzeli” wypowiadane więc były niezwykle rzadko i w chwi-
lach najwyższego wzburzenia.
Pierón zabijał ludzi i zwierzęta w polu, uderzał w domy
powodując pożary, a towarzyszące burzom nawałnice obfito-
wały w gwałtowne deszcze lub gradobicie czyniąc nierzad-
ko spustoszenie w uprawach. Odgłosy nadchodzącej burzy
w sposób instynktowny naprowadzało rolników na okre-
ślone zachowania. Po czasie od błysku do odgłosu grzmo-
tu bezbłędnie oceniano oddalenie burzy. Zabierano bydło
z pola, odkładano kosy i inne metalowe elementy, ludzie
schodzili z fury i szukali pośpiesznie schronienia. Unikano
jednak schronienia pod drzewami. Kiedy burza nasilała się
w swojej gwałtowności na ustach górali naturalną rzeczą
była stosowna do tej chwili modlitwa, a przy każdej błyska-
wicy czyniono znak krzyża.
Mieszkańcy Podhala, Orawy i Spisza mieli też swoje
metody walki z piorunami. Nie wszyscy wiedzą, że jesio-
ny (jasiynie) sadzone przy każdym domu były naturalnymi
piorunochronami. Dla rozpędzenia chmur palono „bazicki
pod blachami”, a wielu oknach migotał płomyk świecy, wy-
stawiano bowiem podczas burzy Gromnice. Tam gdzie były
kościoły uderzano w dzwony. Gdzie nie było kościołów bu-
dowano kaplice a na ich wieżyczkach umieszczano dzwon.
Dawniej dzwon wzywał do modlitwy na Anioł Pański, bił na
trwogę, i kiedy wybuchł pożar. Ludzie wierzyli też, że ostry
jednostajny głos dzwonu rozprasza nadciągające burzowe
obłoki. Takie kaplice występują licznie na Orawie i Podha-
lu. Na dzwonach umieszczano często napis „Fulgara frango”
– pioruny rozłamuję Na terenie Spisza spotykać je można
w Czarnej Górze, Rzepiskach i Łapszance. Kapliczka „na
Wyśnim Końcu” Łapszanki ma też swoją tragiczną historię,
bowiem w 1967 roku zginął od pioruna młody gospodarz
dzwoniący na trwogę podczas burzy.
tekst JB, fot. A. Morawski
Jan Budz - Czarna Góra
Kie pierani biyli
Leć wartko po krowy na Korpalski Brzyzek,
Cyrni sie po górak, zamiato powicher,
Moze dobrze poloć, w Piyńcistawak sie łysko,
Beme grabić siano, blisko, w Spolynisku.
Hipnółek na nogi jaz sarpnyło stołym,
Do Korpały polecym se na skróty, Borym.
Trzeba iś po krowy, kie kozała mama,
Kieby nie trza było, przignałaby sama.
Kiek tak se obmyśloł, łyskło sie norymnie,
Huk i jazgot, potym jesce dudniało okrutnie.
Przezegnołek sie wartko w imie Ojca, Sina
Niedaleko dziesi ! Siedym sekund nima.
Strach po plecak przelecioł przi Felónskik Piwnicak,
Wiater sie obrócił, od Grapki gnała nowo nawałnica.
Chlusło dyscym, lecym pod Kiklowskie Bereki.
Kie grzmi - ludzie godajóm, nie stoć pod smerekiym.
Obeźrołek sie ku Budzóm, a tam strasno ćma,
Nic nie widno, Matko Bosko, co tys to za gma?
Dejze Boze wrócić sie nazod, ku mojij rodzinie,
Miyj litoś nadymnóm, daj przignać zwiyrzine.
Sarpnółek łanćuchy i puściółek krowy,
Te tak gnały du domu, jako na zawody,
Jo leciół za nimi, kie koło Dziadónia
Nagle blask, trzask, ogiyń seł z transfomatora.
Kiek sie już osotoł, telo ino bocym,
Cuć było siwor i maras pod nosym,
Stanółek na nogi nieśmiało, a po głowie przeleciało;
Świynty Boze, Świynty Mocny, Świynty a Nieśmiertelny
Zmiłuj się na nami !
Potócki przibrały, w koło sumi woda.
Cupnóć, ci uciykać ? Moze sie nie rusać,
Serce wartko bije, na Jurgowie zwóny;
Od powietrza, głodu, moru, ognia i wojny
Wybow nos Panie!
Na file ucichło, posła biyda ku Rzepiskóm,
Hipnółek bez płoty, wybawiynie blisko!
A tu jynk nagły bez grzmotu, jasiyń podrzizdzóny;
Od nagłyj a niespodziywanyj śmierzci
Zachowoj nos Panie !
Moło brakuwało ! Ledwok zokrynt chyciół koło boiska
Wpodek do izby, ćma, na oknie migoce Grómnicka
W dóma jóm zaświyciyli w tyj strasnyj godzinie;
My grzyśni, Ciebie Boga prosyme
Wysłuchoj nos Panie.
Cicho. Cuć kadzidło, babka wruciyła pod blachy bazicki.
Nie strochojcie sie, dziś po niebie Poniezus wozi kukiołecki.
A kie sie łysko, wse sie przezegnojcie, miyły mocny Boze,
Pón Bóg robocka nie ukrziwdzi, wóm tys dopomoze,
Bo znak krziza, to wiycie, mo bars wielgóm moc,
Coz przi nim nawałnice, pieróny i grzmot.
E babko! Śmioli my sie dzieci, scyńsliwi, bezpiecni
Dzisiok Poniezus to se po bars płónyj dródze jeździ
u
Ozlygało sie jesce, kie na niebie jasnoś sie zrobiyła
Tynca wielgo, od Grapki po Jurgowcik, jakby wode piyła
To znak boski, radujcie się z tego widoku
Bo juz nigda na świecie nie bedzie potopu!