Na Spiszu nr 1 (82) 2012 r.
16
do dzisiaj się kontaktuję. W tym cza-
sie w Łapszach Niżnych nie było prądu
elektrycznego. Urząd Gminy wynajął
dla mnie pokój w domu Dziubanów,
usytuowanym w pobliżu strumyka,
w którym w zimnej wodzie codziennie
hartowałem swoje ciało. Obiady jadłem
w domu nauczyciela Franciszka Dudy.
Śniadania i kolacje sporządzałem so-
bie sam. Wieczorem czytałem, pisałem
konspekty przy świetle lampy naftowej.
Młodzi nauczyciele mieli bardzo niskie
wynagrodzenia. Chcąc sobie dorobić
ukończyłem przed wakacjami kurs dla
wychowawców na koloniach letnich.
Kurs zorganizował Związek Harcer-
stwa Polskiego w budynku ZHP na
Głodówce. Po zakończeniu roku szkol-
nego, zgłosiłem się do Komendy Huf-
ca w Nowym Targu, aby objąć funk-
cję wychowawcy na kolonii letniej nad
morzem. Komendant , druh Hnatik
oznajmił mi, że mam zostać w Nowym
Targu i organizować nabór młodzie-
ży szkolnej z rodzin niezamożnych na
wyjazd na kolonię letnią nad morze,
na drugi turnus. Otrzymałem bloczki
na obiady, klucz od pokoju, w którym
miałem mieszkać. Ponieważ musiałem
poruszać się po terenie powiatu nowo-
tarskiego a nie miałem środka lokomo-
cji, to pożyczyłem od zarządu Związ-
ku Młodzieży Polskiej stary, mocno
zdezelowany rower i jeżdżąc na nim
po okolicznych wioskach werbowałem
dzieci na kolonię. Z Łapsz Niżnych
zdecydowało się wyjechać kilkoro dzie-
ci, w tym troje cygańskich. Bywały dni,
że musiałem nocować w Nowym Targu
a ponieważ w pokoju komendanta nie
było mebla do spania, kładłem się na
biurku, pod głowę podkładałem ster-
tę gazet a nakrywałem się płóciennymi
transparentami. Wyjazd dzieci pocią-
giem z Nowego Targu do Krakowa or-
ganizowała krakowska komenda ZHP.
Ja byłem odpowiedzialny za ulokowa-
nie dzieci w zarezerwowanym wagonie
i pilnowanie ich podczas jazdy do sta-
cji Kraków.
W Krakowie do naszego wagonu
doładowano dzieci, którymi opiekował
się druh z Krakowa. Razem ruszyliśmy
w dalszą drogę. Przez cały czas podró-
ży pilnowałem, aby dzieciom nic się nie
stało. Umęczony ciągłym czuwaniem
musiałem walczyć ze snem. Po wie-
lu godzinach, bardzo zmęczeni i głod-
ni, dotarliśmy do miejsca podróży. Na
miejscu wykonałem zdjęcia moim pod-
opiecznym, aby mieć dowód, że wszy-
scy cało dotarli na kolonię. Wreszcie
mogłem położyć się do snu w ośrodku
kolonijnym. W następnym dniu uda-
łem się pociągiem w drogę powrotną.
Moje dzieci, po dwóch tygodniach po-
bytu nad morzem, szczęśliwe, wróciły
bryczkami z Nowego Targu do Łapsz
Niżnych.
Ja za to nie otrzymałem żadnej za-
płaty, czyli nie zrealizowałem mojego
zamiaru dorobienia do pensji. Pocie-
chą dla mnie była nagroda pieniężna
przyznana przez Kuratorium Oświa-
ty w Krakowie, wręczona mi na kon-
ferencji nauczycielskiej w Zakopanem
w sierpniu 1950 roku, za wyniki pracy
w szkole.
Od pierwszego września 1950 roku,
po odejściu z pracy kierownika szkoły
i jego małżonki, zostałem powołany
na stanowisko kierownika szkoły pod-
stawowej ze słowackim językiem na-
uczania w Łapszach Niżnych. Do po-
mocy w pracy pedagogicznej dodano
mi młodzieńca po 9.klasach z bardzo
słabą znajomością języka słowackie-
go, nie mającego najmniejszego poję-
cia o metodyce nauczania. W dodatku
„lubił się napić”. Z konieczności mu-
siałem i jemu poświęcić czas na prze-
kazanie podstawowych wskazówek do
prowadzenia lekcji.
To wszystko spowodowało, że po-
stanowiłem podjąć studia. Przeszko-
dą w realizacji tego zamiaru był wpis
na świadectwie maturalnym, że jestem
zobligowany do odpracowania trzech
lat w szkolnictwie z powodu pobrania
w liceum pedagogicznym stypendium
w wysokości 21 tysięcy zł. Nie zwa-
żając na to, złożyłem w Uniwersyte-
cie Jagiellońskim w Krakowie podanie
o przyjęcie mnie na studia biologii na
Wydziale Matematyczno - Przyrod-
niczym. Otrzymałem odpowiedź po-
zytywną z podaniem terminu egzami-
nu wstępnego - pod koniec września.
Egzamin był zaplanowany na dwa dni.
Zwróciłem się do inspektora szkolnego
z prośbą o udzielenie mi urlopu bezpłat-
nego. Zostałem w tej sprawie wezwa-
ny do Inspektora na rozmowę. Ponie-
waż moja prośba została potraktowana
odmownie, to oświadczyłem Inspekto-
rowi, że bez względu na konsekwencje
służbowe pojadę na egzamin wstępny
na UJ. Moja determinacja spowodo-
wała, że otrzymałem dwudniowy urlop
bezpłatny. Egzaminy z trzech przed-
miotów zdałem i zostałem przyjęty na
studia. W porozumieniu z Inspekto-
rem Szkolnym w Nowym Targu, do-
kumenty szkolne, pieczątki, przekaza-
łem „młodzieńcowi”. W ostatnim dniu
mojej pracy w szkole, młodzież szkolna
urządziła mi pożegnanie, przynosząc
naręcza polnych kwiatów.
Studia rozpocząłem 1. paździer-
nika 1950 roku. W auli UJ odbyła się
uroczysta immatrykulacja studentów
pierwszego roku. Otrzymałem indeks
i legitymację studencką. Złożyłem ślu-
bowanie i tak stałem się pełnoprawnym
członkiem braci studenckiej.
W Krakowie zamieszkałem u mo-
jego brata Rudolfa, gdyż zrezygno-
wałem z przydzielonego mi miejsca
w akademiku. Otrzymałem stypendium
zapewniające skromne utrzymanie.
Kraków wywarł na mnie ogromne
Młodzi Spiszacy, Łapsze Wyżne 1950 r.
Od lewej: Józef Krzysik, Fr. Payerhin,
Rudolf Payerhin i Franciszek Stańczak
Ludzie
Na Spiszu