31
„Na Spiszu” nr 3 (57) 2005 r.
Poza tym bogatsze kościoły np. we
Włoszech czy w Niemczech dodat-
kowo wspierają nasze misje.
To co teraz powiem może za-
brzmi jako zbyt duże uogólnienie,
ale największym problemem dla
nas nie jest brak finansów, lecz cią-
gły brak księży i sióstr zakonnych.
- A jakie stanowisko wobec
waszej posługi, pracy zajmują lo-
kalne władze? Czy utrudniają?
Wręcz odwrotnie, z lokalny-
mi władzami żadnych trudności
nie ma. Owszem, kiedyś za cza-
sów sowieckich nie można było
odprawić mszy w kościele, księży
przepędzano, trzymano w więzie-
niach, nowym zakazano przyjeż-
dżać. Obecnie, po upadku Związ-
ku Radzieckiego, jest zupełnie
inaczej. Jest wielka przychylność
dla naszych starań, jedynym utrud-
nieniem może jest biurokracja.
Ale zawsze staramy się przekazać
wiele niezbędnych informacji, aby
nas bardziej poznano, przybliżyć
charakter naszej pracy, naszej mi-
sji, czy to przy rejestracji nowej
parafii, czy też przy innej okazji.
Trzeba pamiętać, że ludzie mają
swój honor, więc na pewno nie
ma sensu się afiszować ze swo-
ją pomocą, chwalić się tym,
ilu katolików mamy. Podczas
swej pracy nie pytamy, czy po-
trzebujący jest katolikiem, czy
nie. Ważne to, że oczekuje od
nas pomocy. Za to jest wielka
radość, gdy zobaczymy tego
bezimiennego nieraz potrze-
bującego w naszym kościele,
a szczególnie wówczas gdy
zwraca się o udzielenie mu sa-
kramentu np. chrztu.
W Kazachstanie mamy pod-
pisany konkordat – umowę dwu-
stronną między Watykanem a rzą-
dem kazachstańskim, która daje
pełną wolność dla kościoła katolic-
kiego jak i innych kościołów religii
tradycyjnej.
-Jak duży obszar podlega ks. Arcybiskupowi?
Moja posługa apostolska obejmuje ludzi żyjących na obszarze od
granicy z Afganistanem, od Tadżykistanu przez Uzbekistan, Kirgistan
i Kazachstan. Jest to mniej więcej obszar równy dwom Eoropom. Jest to
olbrzymi teren. Trzeba przemieszczać się w warunkach niezwykle trud-
nych; często brak dróg, więc jedynie samochód terenowy ewentualnie
samolot są szybkimi środkami lokomocji. Niebawem wybieram się na
bierzmowanie do wioski Komiszenka, odległej jakieś 600 km od Astany.
Przypuszczam, że na samą drogę muszę przeznaczyć ok. 8 godzin jazdy.
- Proszę powiedzieć trochę o swoich przodkach, ksiądz arcybiskup
pochodzi przecież ze słynnej rodziny Wesołowskich i Drohojowskich za-
służonych dla rozwoju pogranicza spisko- pienińskiego.
Historia często płata figle. Zło nieraz staje się dobrem.
W czasie okupacji wywożono Polaków z Wielkopolski i rodzina mo-
jego ojca trafiła do Kluszkowiec i Sromowiec Wyżnych. Wśród wygnań-
ców był właśnie mój Ojciec. Chociaż cała rodzina Wesołowskich wróciła
po wojnie w rodzinne strony w Poznańskie, mój ojciec, który poznał Te-
resę Drohojowską z Czorsztyna ożenił się, założył rodzinę i został tutaj.
Moja matka otrzymała bardzo staranne wychowanie, wykształcenie, jesz-
cze przed wojną pracowała jako nauczycielka aż do śmierci, umarła dość
młodo w wieku 45 lat.
Tymczasem mojej rodzinie w Wielkopolsce odebrano majątek, dwór
pod zamkiem zamieniono na inne cele, więc wyjechali do miasta i jak to
się mówi zasymilowali się.
Tutaj, w górach, dzięki pracowitości i zapobiegliwości Ojca udało się
nam zachować cały majątek na nadzamczu i ziemię tę uprawiamy do dzi-
siaj.
Z rodzeństwa mam brata, pracuje w PKS w Nowym Targu oraz sio-
strę, która jest fotografem artystycznym w Muzeum Czartoryskim w Kra-
kowie, ale często odwiedza rodzinne strony.
- Dziękuję za poświęcony czas i wyczerpujące informacje.