background image
„Na Spiszu” nr 2 (52) 2004 r.
8
gdy stanęliśmy w kolejce w sklepie spożywczym, [to] pa-
miętam [jak] mówili ludzie: „przylecieli cyganie z budy”,
jakże mnie to oburzyło, chciałam się bić, rzucałam się do
nich [bo] nie dawali nam spokojnie żyć. Co za okropności
były, czułam się tak pokrzywdzona. Ojciec nie przejmo-
wał się tym, znosił to cierpliwie [ale] mama z czasem nie
wytrzymywała. Działo się tak i wśród innych Cyganów
i oni też cierpieli.
Rzadko kto nas uznawał i lubiał. Pamiętam Plucin-
skiego Walka, [on] był naczelnikiem poczty, kolegował
się moim Ojcem i bardzo go i jego rodzinę lubieliśmy,
ja byłam jakby jego córką, towarzyszyłam mu [a] on mi
nucił, uczył wiersze, byłam stałym gościem w jego domu
a jego odejście było smutne.
Ojciec nikogo nie skrzywdził, nas wychowywał,
dbał i kochał i każdy z nas jest po szkole. W ten sposób
przygotował nam przyszłość i sam pokazał jak żyć wśród
ludzi. Będąc młodym, już pracował, np. w hucie, był ozna-
czonym srebrnym krzyżem, widziałam go w książce, w b.
wczesnym wieku poszedł na rentę ze względu na zdrowie,
jednak nie przestał się o nas troszczyć, renta nie wystar-
czała na utrzymanie nas, podjął się dorywczej pracy. Jak
wspomniałam, był kowalem, wykonywał każdą pracę na
potrzeby ludzi, związaną z rolnictwem, czasem wykorzysty-
wał swoje zdolności artystyczne. [To co] Ojciec Walenty
wykonywał jest widoczne u każdego jurgowiana, na Rze-
piskach, w Czarnej Górze i Brzegach a czasem w Białce
i Bukowinie. Swoje zdolności wykazał w rzeźnictwie (kro-
wy, owce, konie), pomagałam mu w tym, nie bałam się.
Jeszcze mógł kamienie rozbijać, gdy potrzebowali budow-
niczy pod dom. Ta praca była bardzo ciężka, żeby rozbić
kamień o średnicy 90 cm potrzeba było być cierpliwym,
kilkakrotnie uderzać młotkiem, z czasem to odbijało się
łokieć, to była trudna praca, a Ojciec robił to latami.
W ten sposób mógł utrzymać rodzinę, nie byliśmy
tacy biedni, jedzenia zawsze było [dość, a] to dzięki pracy,
którą się dorabiał. Z czasem stać było nas na łazienkę, me-
ble jak też [na] remont domu. Mieliśmy już na poddaszu 2
pokoje, niżej też 2 pokoje, kuchnię i łazienkę, to wszystko
działo się powoli. Na zimową porę mieliśmy drzewa na
zapas, latem zbieraliśmy buk, potem zaraz rąbaliśmy i
składaliśmy, to było mądre, bo Ojciec był prawdziwym
mężczyzną, jako głowa domu. Ubrań nam też nie szczę-
dził, wiedział, że to potrzebujemy i nawet ubieraliśmy
się ładnie i modnie. Ja potrzebowałam specjalną szkołę
zawodową ze względu na mój słuch. Byłam w Krakowie,
[w szkole] dla niesłyszących. Miałam tez aparat słuchowy,
który mi Ojciec załatwił w Nowym Sączu. Cieszyłam się,
że mogłam z niego korzystać.
Ojciec i mama w naszym życiu byli radością, czę-
sto chodziliśmy do lasu, Ojciec prowadził nas, piekliśmy
ziemniaki i jedliśmy [je] z bryndzą lub masłem. Mama
lubiała dokuczać na żarty, brała skorupkę czarną od ziem-
niaków i nas i Ojca nacierała a potem wszyscy naraz się
śmialiśmy. Nucili nam piosenki cygańskie, Ojciec lubiał
śpiewać, to było piękne życie. Podróżowaliśmy też, na-
wet do Czech, chodziliśmy do kina, Ojciec nas zapraszał.
Nasze życie było piękne, pomimo że byliśmy Cyganami,
choć jurgowianie nienawidzili nas. Ojciec uzupełniał nam
to pięknym życiem i tym, że nam pokazał jak być uczci-
wym człowiekiem. Nigdy nie był karany, nie upijał się
w knajpach, co było popularne na tamte czasy, zawsze
był pracowity i czuwał nad nami [jak] trzeźwo myślący,
mądry człowiek. Czyż to nie budzi podziwu, taki wzór
dla każdego Roma.
Obecnie podążamy jego śladami, obecnie nikomu
z nas nic nie brakuje, mamy własne mieszkania, domy, sa-
mochody, pracę, życie nasze jest warte i jesteśmy dumni,
gdyż są tacy, którzy szanują nas i też lubią i dostrzegają
w nas ludzi wartościowych. A co z jurgowianami?
Kiedy Ojciec Walenty odszedł, mając prawie 90
lat, to było 1 października 2002 r., na pogrzeb przybyło
parę osób - jurgowian. Kiedy Ojciec bywał chory, [a lu-
dzie] przychodzili w potrzebie do kuźni, Ojciec wstawał
cierpliwie i szedł ku kuźni, nie słuchając mamy, która mu
zabraniała [pracy] gdy był chory. Co za szczerość Ojca
dla potrzebującego, nierozumnego jurgowiana.
Wszyscy jesteśmy dumni ze swego Ojca i mamy.
Nie ukrywamy swej rasy cygańskiej, każdy z nas ma
w sobie to, co Cyganie mają, np. bardzo lubimy rozmawiać
po cygańsku, chętnie nucimy cygańskie pieśni, tańczymy
też po cygańsku. A gdy spotykamy Cygana, wymieniamy
słowa po cygańsku. Nie wstydzimy się, po prostu jest to
dla nas normalne, że jesteśmy Cyganami z pochodzenia.
Nie przestrzegamy tradycji cygańskiej [ale] też [jej] nie
potępiamy.
Kiedy zaczęłam chodzić do przedszkola, już mia-
łam problemy wśród innych przedszkolaków, dokuczali
mi z powodu, że byłam Cyganką i miałam kręcone włosy.
Dorastałam wśród swoich sióstr i brata, czułam się bez-
pieczna.
Pogrzeb Walka Gila