background image
7
„Na Spiszu” nr 2 (52) 2004 r.
Józia Kwiecińska jest najmłodszą córką zmar-
łego w 2002 roku Walentego Gila, Cygana z Jurgo-
wa na Spiszu. Śmierć ojca przeżyła bardzo mocno, a
kiedy przygotowywałem obszerny tekst o Walentym,
Józia przysłała mi list, w którym wspomina ojca. Po-
córką, najmłodszą, 2-ch moich braci nie widziałam - już
nie żyli. Ojciec stracił żonę gdy ona miała 25 lat, została
Ojcu dwójka dzieci Józek i Irka. Powtórnie ożenił się
z Mirgą Heleną, to była moja mama. Zamieszkali w Jur-
gowie, gdyż Ojciec stąd pochodził. Dom w ten czas nie
pamiętam, jak wyglądał ale utkwiło mi w pamięci to,
że spaliśmy w komórce, co potem była [w niej] kuźnia.
Dom, w którym mieszkał i urodził się Ojciec Walenty, był
nieduży, pokryty słomą - tak mi opowiadali. Widziałam,
jak sufit zburzyli [to] była druciana siatka i deski. Próbo-
wałam [tam]chodzić, ale Ojciec krzyczał, bym odeszła.
Miałam [wtedy] 6-7 lat, mieszkały ze mną siostry:
Hanka, Helka, Baśka, Kryśka i brat Gustek, Marysia już
odeszła [z domu] gdy wyszła za mąż. Irka zamieszkała
w Nowej Hucie z mężem, Józek zamieszkał obok nas gdyż
[tu] miał mieszkanie po swym teściu.
Cygañskie dzieciñstwo
w Jurgowie
nieważ list ten zawiera wiele osobistych wspomnień
z dzieciństwa spędzonego w Jurgowie, postanowiłem jego
fragmenty podać do publikacji. List ten ma wagę szczegól-
nego dokumentu pisanego przez dojrzałą kobietę-Cygankę,
która w dzieciństwie doznała jakże bolesnych doświadczeń
ze strony miejscowego chłopskiego/góralskiego środowi-
ska. Cyganie/Romowie niewiele piszą o sobie, oglądamy
ich na ogół oczami gadziów (gadzio, gadżo, gazio - po
cyg. nieCygan),którzy tworzą gotowe o nich opinie i oceny.
Spojrzenie na tychże gadziów oczyma dyskryminowanej
podwójnie - ze względu na rasę i kalectwo - dziewczynki
cygańskiej, dostarcza wiedzy dotąd niedostępnej. Oczy-
wiście Józia wyraziła zgodę na publikację tego listu.
Adam Bartosz
Mój Ojciec, Walenty był uczciwym człowiekiem,
zabraniał nam kraść, pamiętam jak krzyczał na mamę, gdy
ukradła kurę na obiad, uczył nas żyć uczciwie. Było nas l1-
-stu, kiedy ja przyszłam na świat w 1961 r. Byłam ostatnią
Gdy chodziłam do szkoły, Ojciec był kowalem.
Często z nim bywałam w kuźni i z czasem, gdy podrosłam,
pomagałam mu kuć żelazo. Pierwszy raz uderzyłam go
w palec, młotek ważył 2-3 kg, [a on] zmrużył brwi od
bólu. Później świetnie sobie radziłam, tak że to polubiłam
i z radością szłam do kuźni. Przyznam, że dumna byłam
i silna. Potrafiłam się bić w szkole z chłopcami, broniąc
się gdy szydzili ze mnie, z mojej rasy cygańskiej. Stawa-
łam się agresywna tylko wtedy, gdy ktoś przezywał mnie
„cygun śmierdzący”, a przechodzący koło mnie zatykali
nosy - to bolało i z czasem siebie znienawidziłam, brzydzi-
łam się sobą, że jestem Cyganką. Było mi ciężko znosić
to cierpienie i znienawidziłam jurgowianów.
Unikałam otoczenia ludzi, często bywałam sama.
[Ale] miałam koleżankę z klasy - Iweta Wlinka, [byli]
i inni, oni mnie lubili, pomagali, gdyż zmagałam się z nie-
dosłuchem. W samotności zaczęłam rysować krajobrazy,
uświadamiałam sobie ich piękno, nabierałam otuchy
marząc o pięknym życiu.
Oznaki obrzydzenia do Cyganów dawało się [od-
czuć] wśród jurgowian. Szydzili z nas, z mojej mamy,
Józia Kwieciñska w wieku 10 lat
Kuźnia Walka Gila