background image
„Na Spiszu” nr 1 (55) 2005 r.
32
Z opowiadań naszych dziadków ze zdziwieniem
dowiadywaliśmy się, że w okresie ich dzieciństwa pod
górami granicy nie było. Młodzież posiyłali do gór, do
Jaworziny, coby paśli statek. W górach była praca dla wielu
ludzi, a głównym pracodawcą było wtedy „Państwo Jawo-
rzyńskie” (majątek) księcia Hohelohe. Moja babcia Zofia
Budz z domu Górnik z ogromnym przejęciem opowiadała
o śmierci żony księcia i o pogrzebie, na którym była cała
okolica, bo nie trzeba było ani przepustek, ani też paszpor-
tów. Sićkim ludzióm dali jeś, tak ik ugościyli – potym my
sie wróciyli bez Podspady du domu, a na Wojtasij nikómu
do głowy by nie przisło, ze tu kiedy będzie kóntrola.
ski) dostał przepustkę i miał pracę w Jaworzynie. Była to
dla bytu rodziny rzecz bardzo istotna, a w opinii babci nie
mniej ważna niż gazdówka. Fakt ustanowienia granicy był
jednak czymś niebywałym. Postawiono bowiem zbrojne
straże, wojsko i policję, które w świadomości ludzi stano-
wiły zaporę i nieuzasadnione utrudnienie ich dotychczaso-
wego życia. Wywoływało to wewnętrzne niezadowolenie
i bunt, który często objawiał się lekceważeniem wytyczonej
linii granicznej, zwłaszcza w formie „ożywionego” prze-
mytu. Przemyt ułatwiało znakomite rozeznanie w terenie,
znajomości rodzinne oraz towarzyskie po słowackiej stro-
nie. Na nasim spólstwie (sąsiedztwie) budzowskim to ino
twój dziadek nie fciół iś s nami, w słowach graniczących
z wyrzutem relacjonował mi sąsiad Andrzej Budz (Sewcik).
Na przemyt nolepi chodziyło sie bańdami (grupami), casym
ino sło się samymu. Towor niesło sie w obie stróny, a nazod
brało sie to cego w Polsce nie było. Razem ze strykiym
Sewcikiym grupę koleżeńską tworzyli mój drugi sąsiad
stryk Kuba Budz (Zoborski), Wojtek Budz (Sroka) i niejaki
Maciejok z Podbukowiny. Na Śpis chodziyli bez Jaworzine,
casym bez Kopersiady. Regułą była jednak dobrze opano-
wana droga przez Rzepiska doliną potoku Jurgowczyk (do
Katryniokók). Ponieważ stryk mioł rodzine w Bobrowie,
to i trafiało się im jechać wozym na Orawe. I nie wiem ile
w tym prawdy, ale opowiadał też, ze chodziyli na Liptów
bez Piyńcistawy (dolinę Pięciu Stawów Polskich). Proceder
przemytniczy był niebezpieczny, bo stryk Sewcik opowiadał
o zastrzeleniu w Jurgowciku pod Kamiyńcym jednego ze
znanych mu przemytników. Nie wortoł tego ani tyn tabak
ani te płótna, wspominał z żalem.
Mojej uwadze nie uszedł fakt, gdy opowiadano
o przesunięciu granicy w 1938 roku. To było jakosi na
Sićkik Świyntyk, kie najechało się wojska polskiego. Jedni
z Bukowiny jechali do Jurgowa i na Podspady a drudzi od
Łysij cióngnyli działa do Jaworziny. Ludzie wspominali
śmierć polskiego oficera na Przisłopie (majora Rago),
co było w tej spokojnej okolicy dużą sensacją. Radość
z likwidacji granicy tłumiona była coraz większym na-
pięciem i walką propagandową (agitacją na pograniczu),
która zapowiadała wybuch II wojny światowej. Kiedy
więc 1 września 1939 roku Niemcy zaatakowali Polskę,
wraz z nimi w przez granicę uderzyły na nasz kraj wojska
słowackie na wielu odcinkach. Główne siły wspomagały
hitlerowców w działaniach na kierunku Nowy Targ (doliną
Białki) i Tylmanowa (doliną Dunajca). Słowacy nawet
przez jakiś czas okupowali Zakopane. Rodzice opowiadali,
że nad wodóm (Białką) lecioł heropłón, a potym był huk,
na drugi dziyń przejechało wojsko. Słowioci potym sie wró-
ciyli opowiadali dziadkowie, obłapiali nos i godali ze po
tela jes Słowiyńsko, noi ze sie już nigda z tela nie rusóm.
Faszystowskie władze słowackie za zgodą Adolfa Hitlera
Granica pod Tatrami
Przejście graniczne Jurgów-Podspady, luty 2005 r., fot. J. Budz.
Słowo „granica” utkwiło jednak w mojej świadomości
na dobre, kiedy tata dostoł przepustke i robote za granicóm.
A ponieważ praca w Czechosłowacji trwała prawie trzy-
dzieści pięć lat widziałem wiele ciekawych zdarzeń i sły-
szałem w związku z tym nieraz zadziwiające opowiadania.
Kie piyrso wojna miała sie ku kóńcowi, ludzie nie rozumieli
co to ta granica, opowiadała babcia. Ale wnet się okazało,
że jest to poważne utrudnienie dla życia górali spiskich,
głównie z Jurgowa, Czarnej Góry i Rzepisk ale również
z innych miejscowości, które z dnia na dzień zostały odcięte
od pól, lasów, sąsiadów i rodzin. Utrudniano wypas bydła
i owiec, nie zezwalano na wywóz drzewa, nie puscali bez
granice rodziny, abo i nie puscali towaru. Spisz polski
opuściło wtedy wielu zdolnych młodych ludzi, bowiem
kształcili się w słowackich szkołach i z Czechosłowacją
wiązali swoją przyszłość.
Ulgę dla przygranicznych wsi przyniosły po kilku la-
tach tzw. Protokoły krakowskie z 1924 r. Była to dwustron-
na umowa między rządami Polski i Czechosłowacji przy-
wracające związki gospodarcze z Tatrami oraz ułatwienia
dla ludności i turystów w zakresie przekraczania granicy.
Wskutek tego także mój dziadek Wojciech Budz (Kulaw-