background image
37
„Na Spiszu” nr 1 (55) 2005 r.
Przyznam, że grubo przed Wielkanocą nie przypadkowo
sięgnąłem do zbioru wierszy pisanych gwarą pt. „Nuty ser-
deczne” z przedmową Andrzeja Kudasika i przychylną opinią
prof. Józefa Bubaka z 1995 roku. Miałem szczery zamiar po-
szperać w poezji gwarowej i opublikować coś świątecznego
ze spiskich autorów, a zarazem dla popularyzacji ich dorobku
poprzez naszą gazetę. Znalazłem Roberta Kowalczyka, Walen-
tego Plucińskiego, Andrzeja Rusnaka, Barbarę Paluch i Marię
Waniczkową - niemniej z uwagi na nastrój „rekolekcyjny” moją
uwagę zwrócił wiersz nieznanego mi Władysława Szepelaka
- Spowiydź górola. A może by to zaprezentować, pomyślałem
i zaraz zamiar ten porzuciłem, bo nie wiadomo czy taką poezję
dawać czytelnikom w oryginalnej wersji podhalańskiej, czy też
przetransponować na jakąś odmianę gwary spiskiej.
W międzyczasie media podawały bez przerwy bulwer-
sujące fakty o fałszowaniu historii, a to przez Żydów, a to
przez Niemców, to znów przez Rosjan, którzy chcą uczcić
katastrofalną dla Polski „Jałtę”. Irytowało mnie nawet instru-
mentalne traktowanie historii przez naszych wydawałoby się
odwiecznych sprzymierzeńców: Francuzów, Anglików. Dość
wspomnieć haniebne zakłamanie przez tyle lat w sprawie
Katynia i jakoby „przypadkową” śmierć gen. Sikorskiego pod
Gibraltarem, który kategorycznie żądał od Zachodu wyjaśnie-
nia okoliczności mordu tysięcy polskich jeńców. Przeraziłem
się atakiem Bohatera „Solidarności” na Radio Maryja, które
dopuściło do głosu ludzi mających własne zdanie w sprawie
zamian ustrojowych w Polsce pod koniec XX wieku. Furia
z jaką Lech Wałęsa zaatakował rozgłośnię jest zastanawiająca.
Jak nasz Prezydent, człowiek z Maryją w klapie marynarki,
może tym czy innym katolikom robić takie rzeczy! Smutne
chwile refleksji spotęgowała wiadomość o śmierci Jana Nowaka
Jeziorańskiego, którego osoba była dowodem, że o prawdę
trzeba walczyć do końca. Śmierć Kuriera z Warszawy pewnie
przyjęły z ulgą środowiska na Zachodzie, bowiem był ich wy-
rzutem sumienia. Pomimo bowiem raportów dostarczanych
z Polski o postępującej zagładzie Żydów nikt nie pośpieszył
bezbronnym ludziom w pomocą do samego końca II wojny
światowej. Dlaczego? Otóż, aby nie być posądzonym, że ta
wojna to wojna w obronie Żydów, wyczytałem w jednej z gazet.
Mimo zatem technicznych możliwości nie odważono się zbom-
bardować torów kolejowych, którymi dowożono do Auschwitz
setki tysięcy ofiar z całej Europy, choć obok bombardowano
budynki fabryczne.
Przyznam, że czara goryczy przelała się po obejrzeniu fil-
mu TVP o tzw. Goralenvolku. Nie chodzi o to, aby bronić grupę
nielicznych zdrajców, tylko o to aby przy tym nie zapominać
o tysiącach polskich ofiar II wojny światowej, także z terenu
Podhala. Chodzi też o to, aby nie pokazywać ludzi z gór - górali,
jako motłochu, który w czasie wojny zhańbił się kolaboracją,
a teraz żyje sobie dostatnio z turystów i jeszcze zataja przed
nimi niechlubne karty swojej historii. Dla ludzi z głębi Polski
nie ma różnicy pomiędzy góralem podhalańskim, spiskim
czy orawskim - zatem ten film uderza w całą góralszczyznę.
Przekazując materiały do gazety „Na Spiszu” zobaczyłem
w drukarni okładkę książki pt.
„Ja przetrwałem…”ze znajomym
mi już nazwiskiem Władysława
Szepelaka. I to zadecydowało, że
jednak człowiek ten - choć spoza
Spisza - zasługuje nie tylko na za-
mieszczenie utworu poetyckiego,
ale też choćby na krótką notkę
biograficzną.
Władysław Szepelak urodził
się w 1924 r. w Zakopanem, ale
dzieciństwo spędził w Bielance.
Jako młody człowiek pracował
przy budowie drogi Chabówka-
-Zakopane. Po wybuchu II wojny
światowej trudnił się przemytem
na Słowację a razem z ojcem wstą-
pił do Związku Walki Zbrojnej.
W oddziale kpt. Wojciecha Bole-
sława Duszy „Szaroty” pozostawał
do września 1943 roku, kiedy Ge-
stapo otoczyło dom Szepelaków.
Zginęli wtedy babcia, ojciec i jeden
z partyzantów. Władysław wraz
z matką i stryjem byli więzieni
w Czarnym Dunajcu, w zako-
piańskiej willi „Palace” (zwanej
Katownią Podhala) i Montelupich
w Krakowie. Cała trójka trafiła do
obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (Auschwitz), gdzie
zginęła matka i stryj. Władysław przetrwał obozy: Auschwitz,
Mauthausen i Ebensee. Wyzwolenie przez amerykańskie woj-
ska w maju 1945 roku doczekał schorowany, o wadze 37 kg,
z odmrożeniami i gruźlicą. Jeszcze rok przebywał w szpitalach
i sanatoriach. Potem wyjechał na Ziemie Odzyskane, by na-
stępnie w 1951 roku powrócić na Podhale. Ciężko pracując,
zdobył kwalifikacje ciesielskie, murarskie, zbrojarskie oraz
uprawnienia architektoniczno-budowlane. Pracował przy
budowie kombinatu obuwniczego w Nowym Targu, obiektów
w Nowej Hucie i Rabie Wyżnej. Zasłynął w swoim środowi-
sku i w sąsiednich miejscowościach jako fachowiec kierujący
budowami kościołów, plebanii, szkół oraz ośrodków zdrowia.
Przez cały ten czas pisał wiersze o tematyce partyzanckiej
i religijnej, gawędy i opowiastki. Co roku uczestniczy w Święcie
Poezji Góralskiej, ludźmierskich Konkursach Poezji Religijnej,
ogólnopolskim konkursie im. Jana Pocka. Zebrał tam wiele
nagród i wyróżnień, a od 1996 roku jest członkiem Stowarzy-
szenia Twórców Ludowych. Z obozową i wojenną przeszłością
związane są przyznane mu medale i krzyże: Armii Krajowej,
Partyzancki, Oświęcimski i inne.
Gdy skończyłem pisać stwierdziłem, że los podsuwał mi
od początku tego niesamowitego człowieka, aby zaprezento-
wać go czytelnikom ze Spisza. Tylko czemu los chodzi takimi
krętym drogami?…dumałem.
Jan Budz
Wydawca: Zakład Poligraficzny „MK”s.c.
34-400 Nowy Targ, ul. Waksmundzka 63, tel. (0-18) 266 48 52
Ja przetrwałem…
Władysław Szepelak