background image
Na Spiszu nr 1 (86) 2013 r.
36
uniesieniu, które ustawowo będzie za-
lecane co godzinę. Ale nie będzie to ha-
rem, bo rozdzielać obowiązki może też
kokoszka wg ustalonego ustawą sejmo-
wą parytetu i zasad „kokokracji”.
I tak marzenia postępowych elit,
awangardy dążącej do powszechnej
szczęśliwości, na naszych oczach stają
się faktem w wielu krajach. Choć to śle-
py zaułek, wychwalani są ci
kokochą-
jący się bez
kokońca i bez ograniczeń
zgniłej moralności, czy religii. I pew-
nie jeszcze pociągnąłbym swoje roz-
ważania, gdyby nie głos rozsierdzonej
za oknem kury, która darła się wnie-
bogłosy i uciekała przed napastliwym
kokohutem. Ona chciała się delekto-
wać marcowym słońcem, a jemu w gło-
wie były tylko marcowe
kokocie zaloty.
Jeśli kurka może się buntować - pomy-
ślałem – to może i ludzie sprzeciwią
się awangardowym nowinkom, choć-
by zmierzały do powszechnej „szczęśli-
wości”. Niestety kur zapiał zwycięsko,
bo nie odpuścił i dopiął swego. A siyyy
…syknąłem przez otwarte okno. Koko,
ko ko - spoko ! Nie będziesz kurek mę-
czył, odczep się, jeszcze nie czas…..!
Kokot Śpiski
W Polsce od pewnego czasu, jesz-
cze przed Euro 2012, wszystko co się
kokosi, to co zaczyna się na „ko”, lub
ma w sobie to „
ko” stało się niezwykle
emocjonujące, nawet gdyby wynikało
z jąkania.
KoKonstytucja RP uwiera co-
raz większą rzeszę odmieńców. Mało
tego, wszystkim chcą dobrze czynić. Je-
śli więc dla
kokogoś starzy, albo chorzy
ludzie są widokiem nie do zniesienia,
to jest recepta. Trzeba szybko uchwalić
prawo „eutanazji”, a zarazem zarządzić
Wielką Świąteczną Składkę Narodową,
aby przed podjęciem
kokorzystnej dla
nich decyzji nie biedowali.
Kokoniecz-
nie należy podjąć publiczną dyskusję
i obmyślić wspólnie sposób jak naj-
sympatyczniej uśpić dziadka, żeby nie
cierpiał. Oczywiście uśpić trzeba także
sumienia normalnych do tej pory ludzi.
Ale od czego są
kokomunistyczme ma-
smedia ???
Nie rozumiem dziś (31 stycznia
2013) b. premiera i doradcę Prezydenta
RP Jana Krzysztofa Bieleckiego, który
z uporem maniaka zapewnia, że PO do
sprawy „związków partnerskich” wróci
i to jak najszybciej, bo to wstyd dla Pol-
ski, co zrobił Sejm, za sprawą „prawej
strony” i niepo
kokornego posła Jaro-
sława Gowina. Nie rozumiem też mo-
jej „ulubienicy”,
kokochanej posłanki
Joanny Senyszyn, która jako zwolen-
niczka
kokościoła pastafarian Spa-
ghetti miota się w wyborze, na którą
kokobitkę postawić, czy na drobniut-
ką i przebiegłą jaki lisica marszałkinię
Wandą Nowicką, czy na prawdziwą
„babeczkę” Anię Grodzką, godnej prze-
cież postury i ze wskazania mistrza Ja-
nusza Pali
kokota.
Afera niebywała w polskim Sej-
mie !. To co dla jednych normalne,
stało się dla innych szko
kodliwe. Ja-
śniej widzący dostrzegają cel jakim
jest polityka
kokonstruktywnej opo-
zycji w wydaniu „pali
kokociarni”, aby
budować przyszłość Polski w oparciu
o „związki partnerskie”, lesbijki, gejów
i transseksualistów. Na ekranach TV
zapalczywie wtórują im „oświeceni” re-
daktorzy, że wspomnę Andrzeja Moro-
zowskiego i Monikę Olejnik, którzy nie
wyobrażają sobie, aby coś przeszkodzi-
ło w wyborze Ani Grodzkiej na stano-
wisko wicemarszałka Sejmu RP.
Ko-
komedia nieopisana, bo o ten „projekt
partnerski” o mało co nie rozwalił się
rząd Rzeczpospolitej Polskiej. Premier,
wyraźnie zawstydzony, tłumaczył się
przed kamerami, a to marszcząc groź-
nie brwi, a to znów czerwieniąc się, jak-
by go o największe świństwa pytano.
Wokół niego kłębił się tłum krajowych
i zagranicznych
kokorespondentów,
nie mogący wyjść z podziwu nad „za-
cofaniem” europejskiej bądź co bądź
Polski.
W niebyt poszły wszystkie proble-
my, ważne dla kraju i dla jego obywa-
teli, jak demografia, bezrobocie, szkol-
nictwo, służba zdrowia, drogi, podatki,
dług publiczny, itd…. Najważniejszym
dla Polski stał się gej i jego potrzeby.
Naj
kokorzystniejszym dla kraju jest
ślub partnerów, a potem to już świe-
tlana przyszłość „różnorodnych” ro-
dzin, oczywiście z tolerancją dla „he-
tero”, ale z pochwałą „homo”. Bo na co
światu
kokobieta, na co mężczyzna -
niech zawsze będą partnerzy. A jak już
światem będzie rządziło „partnerstwo”
to co, Sodoma i Gomora ?. Zdaje się, że
tak. Po legalizacji małżeństw homosek-
sualnych pora na legalizację małżeństw
grupowych. To nieunikniony następ-
ny krok, twierdzi Boris Dittrich, słyn-
ny gejowski aktywista z Holandii. Tej
szczytnej idei poligamii nasza poli
ko-
kociarnia nie przegapi. Czyż więc do-
żyjemy wspaniałych czasów, gdy wszy-
scy w koło będą wzorową „rodziną”,
gdzie wolne będą nie tylko
kokono-
pie
, ale też kokoszenie bez ograniczeń
i bez wstydu. Zatem partner, główny
kokogut, będzie rozdzielał obowiązku
– kto z kim i kiedy – a
kokoszki będą co
chwila otrzepywać piórka po miłosnym
Publicystyka
Na Spiszu
Kokociarnia