background image
„Na Spiszu” nr 1 (66) 2008 r.
4
Wendelin Haber oraz Przewodniczą-
cy Rady Regionu Tatry z siedzibą
w Kieżmarku – Ivan Budiak.
Na przejściu granicznym prze-
piłowano symboliczny szlaban gra-
niczny, a następnie zapalono wspólną
watrę. Wystąpiły zespoły regionalne
i kapele ludowe polskiego i słowac-
kiego Spisza.
Zmarznięci uczestnicy spotka-
nia podziwiali również wystrzeliwa-
ne kolorowe ognie sztuczne. Organi-
zatorzy spotkania zapewnili uczest-
nikom gorący posiłek i mocno schło-
dzony szampan ( na zdrowie).
Na granicy pojawiły się też dwie
jednostki straży pożarnej z Niedzicy.
W czasie rozmów z uczestnika-
mi spotkania usłyszałem obawy o bez-
pieczeństwo przygranicznych miej-
scowości. Ludzie przyzwyczajeni do
„opieki” przez straż graniczną mają
obawy pojawiania się u nich różne-
go rodzaju przestępców.
Osobiście dziękuję Opatrzności
za to, że mogłem dożyć – w moim od-
czuciu- wspaniałej chwili likwidacji
zmory przekraczania granicy. Na sku-
tek powojennej emigracji mojej rodzi-
ny – rodziców i rodzeństwa – do Cze-
chosłowacji zostałem przedzielony
od nich granicą, którą było mi bardzo
trudno przekroczyć, nawet w momen-
tach dla mnie smutnych i bolesnych.
Gdy w 1951 r. zmarła w Žakow-
cach na Słowacji moja mama, zdo-
bywszy po ciężkich bojach przepustkę
upoważniającą do przekroczenia gra-
nicy, udałem się wraz z siostrami mo-
jej mamy na pogrzeb do Žakowiec. Na
granicy w Niedzicy zostaliśmy, z nie-
znanych nam powodów, przetrzyma-
ni przez kilka godzin, co spowodowa-
ło, że nie zdążyliśmy przybyć na po-
grzeb w określonym czasie.
Cały mój żal wypłakałem na świe-
żo usypanej mogile mojej przedwcze-
śnie zmarłej Rodzicielki, której nie
mogłem osobiście pożegnać.
W następnych latach, przekra-
czając granicę polsko- czechosłowac-
ką a następnie polsko- słowacką, od-
czuwałem stale, że w oczach stróżów
granicznych jestem śmieciem, którym
można bezkarnie pomiatać.
Obecnie, po otwarciu granicy,
czuję się jak ptak wypuszczony z klat-
ki na wolność. Ale, niestety, zabra-
kło mi już moich najbliższych, któ-
rych mógłbym teraz swobodnie od-
wiedzać.
Tekst i zdjęcia
Franciszek Payerhin