background image
Na Spiszu nr 4 (85) 2012 r.
43
Tylko raz, gdy miałam 4 lub 5
lat, w czasie jakiejś wizyty w rodzin-
nym domu mojego ojca w Jurgowie
spotkałam jego mamę a moją babcię
Annę Plucińską. Jak przez mgłę pa-
miętam drobną starszą kobietę w dłu-
giej czarnej lub ciemno brązowej suk-
ni przepasanej jakby grubym sznurem.
Przytuliła mnie i ucałowała serdecznie
a póżniej, kiedy pytałam rodziców dla-
czego tak była ubrana dowiedziałam
się, że babcia należała do III zakonu
franciszkańskiego i tak się «nosiła»
a suknia ta nazywa się habit. Przez pe-
wien czas w dzieciństwie chwaliłam
się więc, że moja babcia jest zakonni-
cą. Potem w niedługim czasie zmar-
ła i odbył się jej pogrzeb w Jurgowie.
Znów pamiętam duży zjazd rodzinny
i to, ze spałyśmy z mamą u krewnych,
bo w domu już nie było miejsca. Babcia
była chłopką, jurgowianką, gospodynią
domową. Miała pięcioro dzieci - trzy
córki i dwóch synów, mąż jej Grzegorz
Pluciński zmarł kiedy mój ojciec miał
siedem lat. W młodości dziadek przez
pewien czas przebywał w Ameryce
gdzie zarobił trochę grosza i dopiero
po powrocie do wsi ożenił się.
Pomimo tego, że po jego śmierci
w domu było dosyć biednie, obydwaj
synowie uzyskali wykształcenie. Trze-
ba zaznaczyć, że jeżeli chodzi o star-
szego syna Jana, to walnie do tego
przyczyniło się Towarzystwo Szko-
ły Ludowej w Krakowie,
gdzie też Janek «chodził do
szkół».Kiedyś babcia przy
okazji pielgrzymki do Kal-
warii Zebrzydowskiej przy-
szła pieszo do Krakowa aby
odwiedzić swego syna w in-
ternacie. Zawsze marzyła
aby Jej ukochany , «Jónek«
został księdzem.
Jurgów leży na Spiszu
nieomal u stóp Tatr Bial-
skich, ale wiem, że babcia
moja nigdy w tych górach
nie była, jedynie na po-
lanach gdzie jurgowianie
wypasali swoje bydło. Nie
wiem też czy w ogóle góry te
zaistniały w Jej świadomości, poprostu
były zawsze tak jak kościół, dom, prze-
pływający przez środek gospodarstwa
Moje dwie babcie
Nie miałam szczęścia poznać moich dziadków, obydwaj zmar-
8
li przed moim urodzeniem podobnie jak babcia, mama mojej
mamy.
potok i nieopodal rzeka Białka, której
szum dochodził do domu po każdym
większym deszczu. Obydwaj synowie
babci wyrośli za to na wspaniałych ta-
trzańskich przewodników i « wodzili w
Tatry panów» nie mając nawet jeszcze
uprawnień przewodnickich, które zdo-
byli dopiero w póżniejszym czasie.
Druga moja babcia Agnieszka Mi-
tan pochodziła z podkrakowskiej wsi
Jawornik i jako młoda dziewczyna po-
szła na służbę do miasta. Tu poznała
mojego dziadka Ludwika Marko, któ-
ry był kolejarzem i wyszła za niego za
mąż. Mieli czworo dzieci, dwie starsze
córki zmarły jako młode dziewczyny,
syn Ludwik w 1914 roku uciekł do Le-
gionów. Najmłodsza córka, moja mama
urodziła się kiedy babcia miała 42 lata,
była więc oczkiem w głowie starszych
już rodziców,. Ukończyła seminarium
nauczycielskie. Z chwilą zdania matu-
ry pojawiły się obawy, że zapadnie na
gruźlicę, skierowana więc została do
pracy na Podhale, tu poznała mojego
ojca, rownież nauczyciela. W 1933 roku
wzięli ślub i otrzymali posadę w pod-
halańskiej wiosce Ząb. Babcia była już
wtedy wdową, więc zabrali Ją do sie-
bie. Nie wiem czy dobrze czuła się na
wsi, przecież całe swoje dorosłe życie
spędziła w Krakowie. Chcąc zrobić Jej
przyjemność urządzono specjalnie dla
Niej «wyprawę» do Morskiego Oka.
Z Zębu jechali furmanką
aż na samo miejsce z ma-
łym przystankiem w Wo-
dogrzmotach. W wyciecz-
ce wzięli jeszcze udział moi
wujostwo Weronika i An-
drzej Stopkowie. Niestety
z eskapady babcia frajdy
nie miała. Bała się bardzo
gór, przerażały ją swym
ogromem i surowością
a kiedy jeszcze nadciągnęła
burza chciała tylko znaleźć
się w domu. Więcej nie na-
mawiano jej już na górską
wycieczkę. W archiwum
domowym zachowały się
fotografie przypominają-
ce tą jedną jedyną Jej górską wyprawę.
Zmarła w 1940 roku.
Jadwiga Plucińska
Wycieczka do Morskiego Oka. Od lewej – moja Babcia ze strony Mamy – Agnieszka Marko,
Zofia Plucińska – moja Mama, Andrzej Pluciński – mój Ojciec, ciocia – Weronika Stopkowa. Rok
1936
Anna Plucińska – moja
Babcia ze strony Ojca,
matka Jana i Andrzeja
Ludzie
Na Spiszu