- Kacwin | Turystyczna wioska w górach na Spiszu
wę i ciągłe stawanie w obecności Boga,
życie w jego świetle. Są tacy, którzy wi-
dzieli w niej heroizm życia w pustelni.
Wreszcie wielu było takich, którzy pa-
trzyli na „Panią ze Skałki”, jak na dzi-
waczkę, doznała od nich wielu krzywd,
niesprawiedliwości, upokorzeń. Trzeba
było mieć w tamtych czasach nie lada
odwagę, by napominać odstępców od
Kościoła, napominać wszystkich tych,
którzy walczyli z kapłanami. Z mate-
riałów pozostawionych przez panią
Mieczysławę Faryniak (listów, prywat-
nej korespondencji oraz pamiętników)
wynika niezbicie, że siłę do przetrwa-
nia wielu trudności czerpała z modli-
twy i zawierzenia Bogu. Duch Święty
był jej przewodnikiem po ścieżkach
wiary.
bardzo bolała, i z którego powodu
cierpiała. Podejmowała wiele postów
i wyrzeczeń w intencji kapłanów, mo-
dliła się o odrodzenie spiskich parafii.
„Przecież mamy dążyć – dzień po dniu,
aż do śmierci, do doskonałości chrze-
ścijańskiej, więc cnoty. Kapłani są po-
wołani do realizowania miłości Boga
i bliźniego, na tle czystości, ubóstwa
i posłuszeństwa. Ta idea odrodzenia
kapłanów jest tak żywa we mnie jak le-
gendarny znicz, płomień, który pali się
we mnie miłością, raz zapalony przez
Ducha Świętego. To też ilu kapłanów
spotkałam w życiu, kolejno za wszyst-
kich się modliłam. Za proboszczów…
jak uniesiona byłam, gdy cnota, jak za-
pach kwiatów nie z tej ziemi wyzierała
z ich serc”. Przez Skałkę przewinęło się
czterdziestu kapłanów i jeszcze więcej
kleryków. Czego szukali u biednej pu-
stelnicy na Skałce? Kobiety, która zo-
stawiła „dobra świata” intratną pracę –
urzędnika bankowego, miłość swojego
mysłowca) i zaszyła się w ubogiej Be-
tlejemce, wśród skał i lasów na niego-
ścinnej ziemi. Szukali tutaj modlitwy
i uwielbienia Boga w Duchu Świętym,
ofiary i otwartego serca, gościnności
i świadectwa, i tej prostoty, która wy-
pływała z drogi życia i ogromnego za-
wierzenia Bogu - spiskiej pustelnicy.
Pani Miecia – jak nazywali ją bliscy, bo-
lała nad lekceważeniem osoby kapła-
na, co wówczas było tutaj nagminnym
zjawiskiem. Wielu kapłanów, jak wspo-
mina w pamiętnikach, cierpiało z tego
powodu. Miała świadomość tego, że
„kiedy uderzysz w pasterza rozproszą
się owce”. Jej pamiętniki są niezgłę-
bioną lekturą i nauką miłości do dusz-
pasterzy, są nauką ofiary cierpienia
i modlitwy za nich składanej. Częstym
gościem u pani ze Skałki był ks. pra-
łat Józef Kozieł. Wspierała go dobrym
słowem i modlitwą. Ostatnie rozdziały
„Tchnienia Ducha Świętego” poświęca
wizytom kapłanów na Skałce i „synowi
duszy” jak nazywała Wojtusia Grygusia
– znanego nam o. Paschalisa.
gę w kościele, gdzie prała bieliznę ko-
ścielną, sprzątała i ubierała świątynię
zachęcając młodzież do współudziału
w życiu parafii i do służby. Jej „kon-
kurencją w ewangelizacji była telewi-
zja, sytość jedzenia i łatwość zarob-
ków”. Pisała: „zmysły ludzkie syte, nie
ma dopływu pobożności. Starsi spo-
żywają papkę telewizji, gotowe kąski
podpadające pod zmysły. Nie wzru-
sza ich Boskie Misterium Bożego Na-
rodzenia, które z takim uwielbieniem
Boga i wzruszenia wnikał i przeżywał
św. Franciszek z Asyżu, gdy wprowa-
dzał na świat szopkę”. Pani Mieczysła-
wa Faryniak postrzegana przez świat
jako głupia „poszła w ciemno za świa-
tłem”, zachwyciła się miłością Boga,
też w ludziach na drodze. Wcielała rady
ewangeliczne, błogosławiła wszystkim
i wszystko wokół. Może trudno to po-
jąć w dzisiejszym świecie, lecz błogo-
sławiła nawet tych, od których do-
znawała różnorodnych przykrości
i upokorzeń. Poszła za światłem i niosła
światło. W okresie Bożego Narodzenia
odwiedzała domy w okolicznych wio-
skach – z szopką, starała się aby były
wysprzątane. Zawsze towarzyszyła jej
młodzież. Pisała: „Jest to misterium,
bo włączam w każde przyjście do do-
mów ze szopką – pobożność. Jest to
dla mnie i dla domowych przeżycie… są
niewinne dzieci… serduszkami pragną
odwiedzin Małego Dzieciątka Bożego”.
Ubolewała, że ludzie, których spotyka
nie są starzy wiekiem lecz „duchem się
postarzeli”.
łości w okresie Jego Święta. Uwielbiam
Dziecię Jezus. Chodzę z szopką”.
je życie. Niektórzy wybrali drogę po-
wołania kapłańskiego czy zakonnego,
dla innych była drogowskazem w ży-
ciu, gdyż „nie można stawać się czło-
wiekiem bez pomocy i bez świadectwa
drugiego człowieka” – pisał ks. Józef
Tischner w książce „Idąc prze puste
błonia”. Na pewno spotkanie z pustel-
nicą nie pozostawiało nikogo obojęt-
nym. Była i jest nadal głosem sumienia
dla wszystkich tych, którzy spotkali ją
osobiście i na kartach pamiętników -
„Tchnienie Ducha Świętego”.
Pobierz cały numer w formie PDF.