background image
Na Spiszu nr 4 (85) 2012 r.
46
W ramach projektu Medici Homi-
ni powstałego na mojej uczelni w Byd-
goszczy wyjechałam na 2 miesiące do
Zambii. Uczestnictwo w takim projek-
cie oznaczało dla mnie również zdoby-
cie wielu praktycznych doświadczeń,
które dla przyszłego lekarza są nie-
zwykle cenne.
Na początku pomagałam w miej-
scowej klinice. Po zapoznaniu się z ich
systemem pracy i schematami leczenia,
razem z koleżanką organizowałyśmy
w buszu „punkty medyczne”, gdzie lu-
dzie pozbawieni opieki lekarskiej mo-
gli uzyskać poradę dotyczącą stanu
zdrowia czy też otrzymać potrzebne
leki. Niestety część z nich miała znacz-
nie poważniejszy problem niż ból gło-
wy, czy infekcja. W wielu przypadkach
niezbędny był zabieg chirurgiczny, co
oznacza również ogromne, jak na tu-
tejsze warunki życia, koszty związane
z transportem do miasta.
Pierwsze dni w Zambii spędziłam
na poznawaniu okolic Makenii – moje-
go nowego domu, a także mieszkańców
tej wspaniałej okolicy. Bardzo zasko-
czyła mnie otwartość Zambijczyków.
Wszyscy chcieli się ze mną przywitać,
zamienić kilka zdań. Dla nich było to
coś więcej niż codzienna rutyna. Cie-
szyli się, że mają okazję porozmawiać
z kimś spoza swojej społeczności , ja
natomiast poznawałam w ten sposób
ich kulturę, zwyczaje, a przede wszyst-
kim zawierałam nowe przyjaźnie.
Wszystkich interesowało życie
w Polsce. Zadawali mi niezliczoną ilość
pytań dotyczących przede wszystkim
warunków życia i edukacji w naszym
kraju. Temat zimy i śniegu także cie-
szył się sporą popularnością. Tutejsi lu-
dzie nie byli w stanie wyobrazić sobie
czegoś tak dla nich „egzotycznego”.
Pewnego popołudnia rozmawia-
łam o obowiązkach domowych z na-
uczycielem w tamtejszej szkole. Zdziwił
się przeogromnie kiedy powiedziałam
mu, że u nas w kraju dzieci pomaga-
ją rodzicom w pracach domowych. On
uważał, że wszyscy mieszkańcy kra-
jów rozwiniętych mają zatrudnionych
w swoim domu: kucharkę, sprzątaczkę,
Moja Zambia
Tegoroczne wakacje były dla mnie niezwykle bogate w zupełnie
8
inne doświadczenia niż to miało miejsce w poprzednich latach.
Jako studentka 5 roku medycyny postanowiłam skorzystać z tej
niecodziennej szansy jaką jest udział w wolontariacie.
ogrodnika. Większość Zambijczyków
właśnie w ten sposób wyobraża sobie
nasze życie w Europie.
Podczas mojego pobytu w Zambii
zetknęłam się z jednym z najpoważniej-
szych problemów tego państwa, a mia-
nowicie z rosnącą liczbą bezdomnych
dzieci, szukających dla siebie schronie-
nia na ulicach większych miast. Wiele
z tych dzieci straciło rodziców w wyni-
ku chorób tj. AIDS, malaria, zapalenie
płuc, a ich krewni albo nie byli w stanie
się nimi zaopiekować, albo po prostu
nie chcieli. Część z nich uciekła z domu
z powodu tragicznej sytuacji rodzinnej:
maltretowanie psychiczne fizyczne lub
po prostu wybrali taką życiową drogę.
Takie dzieci, przeważnie chłopcy tra-
fiają na ulice Lusaki – stolicy Zambii.
Tam czekają już na nich setki starszych
kolegów. Pokazują im co powinni ro-
bić, żeby przeżyć. W dzień chodzą po
zatłoczonych jezdniach i proszą o pie-
niądze lub jedzenie. Z reguły nikt im
nic nie daje, bo wszyscy wiedzą, że ich
jałmużna tak naprawdę nie pomaga,
tylko „pozostawia ich nadal na ulicy”.
Jeżeli otrzymują jakieś pieniądze, ku-
pują za nie narkotyki. Wieczorem szu-
kają w rowach stare plastikowe butelki,
napełniają je klejem i wdychają opary.
Jest to bardzo dobry sposób, żeby prze-
trwać noc, dobrze się bawić i po kilku
latach doprowadzić do nieodwracalne-
go uszkodzenia mózgu. Na ulicę trafia-
ją głównie chłopcy w wieku ok. 10-12
lat. Starszych jest zdecydowanie mniej-
sza ilość. Jest to spowodowane narko-
tyzowaniem się, chorobami wynikłymi
z warunków życia oraz bójkami dopro-
wadzającymi do ciężkich uszkodzeń
a często także i do śmierci.
Jednak dzieci nie są pozostawio-
ne same sobie. Mają możliwość uzy-
skania pomocy od mamy Carol i księ-
dza Jacka, czyli ludzi, którzy poświęcili
dla nich całe swoje życie . Niestety nie
było mi dane poznać księdza, ale za to
pewnego wieczoru miałam okazję pójść
do tych dzieci z mamą Carol, amery-
kańską nauczycielką, na stałe mieszka-
jącą w Zambii. W czasie wspomniane-
go wieczoru, wszystkie dzieci były już
odurzone narkotykami. Chłopcy po ko-
lei podchodzili do niej i przytulali
Ludzie
Na Spiszu