background image
Na Spiszu nr 1 (82) 2012 r.
42
Gwara
Na Spiszu
Nie bardzo wiadomo skąd to okre-
ślenie się wzięło, ale każdy starszy góral
wie, że budar to taka ubikacja w której
nie ma wody bieżącej. Oprócz buda-
ra usytuowanego na zewnątrz, do „za-
łatwiania się” w domu służyło wiadro
z wodą. Wnoszono je na noc, coby nie
wychodzić do pola, kie sie fce ścać. Także
małe dzieci załatwiały się do nocnika,
który nosił nazwę siyrblik. Budar zbu-
dowany był z desek, z okrągłą dziurą na
której siadano, aby sie wysrać. Tu nale-
ży się wyjaśnienie, że gwara jest dosad-
na i nie funkcjonują w niej zastępcze
(kulturalne) określenia typu „załatwiać
się”. Pewnie z tego powodu z wieloma
słowami i zwrotami na piśmie niezbyt
często się spotykamy, a warto je przy-
toczyć bez (***) gwiazdek w tekście.
Budar u gazdy, to obiekt wolno stojący
za sopóm (obok stajni) lub wbudowany
w kompleks zabudowań gospodarczych
i sąsiadował z reguły z gnojownią, czyli
ziemnym lub betonowym zbiornikiem
na gnój (obornik).
Gnój spod krów stanowił najważ-
niejszy nawóz (obok owcego i świńskie-
go), a wyrzucano go ze sopy na gnojow-
nię (gnojowisko). Zatem gówna z budara
leciały do gnoja i były mieszane z krów-
skim gównem zwanym też krowińcem,
w odróżnieniu od ludzkich odchodów
czyli cłecýńca. Gnój wywożono głów-
nie zimą. Do wywozu obornika służyły
włóki, podczepione za gnatki, które cią-
gnął koń. Resztki gnoja po zimie wywo-
żono też wiosną, ale najwięcej jesienią.
Chodziło najpierw o to, aby opróżnić
gnojowisko przed zimą ale też poprawić
pole zawczasu, bo nawóz rozkładał się
i lepiej procentował wiosną, a zasilo-
ne nim łąki dawały latem więcej siana.
W lecie z oczywistych względów gno-
ja nie wywożono, no chyba że na kupę
gnój spod owiec, aby się przepalił do je-
sieni. Jeśli cłecýńca było za dużo, nie wy-
wożono go na pole z gnojem ale „przy-
kopywano” do ziemi w ogródku jako
nawóz do kwiatów. Na cłecińcu kwiaty
były bujne i dorodne. Wywieziony na
pole gnój, był
u
oskiduwany (roztrząsa-
ny na drobne kawałki). Nawieźć obor-
nikiem pole znaczyło tyle, co je popra-
wić. Poprawienie gnojem odróżniano
od nawożenia nawozami sztucznymi,
które określano jako „uprawa”. Upra-
wą była zarówno saletra i saletrzok, jak
i polifoska, sól (potasowa) oraz „polskie
zuźle”, czy „kości”.
Budar niezależnie od tego, czy był
samotną budką za sopóm, czy wbudo-
wanym elementem na oborze (na po-
dwórku), zawsze miał za podstawą
konstrukcyjną cztery drągi wbite do
ziemi, oczywiście z półką do siadania
w której wyrzezano była dziura. Od-
chody zlatywały do wykopanej pod
budarem ziemi. Ta delikatna kwestia
związana intymnością rzadko jest opi-
sywana, a charakteryzuje ją wiele cieka-
wych i szokujących dziś zjawisk. Zda-
rzało się, że w obrębie gospodarstwa
nie było budara. Wtedy to domownicy
załatwiali się kucając w sopie, w miejscu
gdzie srały krowy. Miało to zaletę zimą,
bo w sopie było ciepło. Jeszcze w latach
60-tych XX wieku był problem nie
tylko z dostępnością papieru toaleto-
wego, ale nawet z pozyskaniem gazet.
Ceniono sobie „Gromadę” za miękki
papier, za podpałkę służył „Zivot”, bo
nie nadal się do budara z racji twarde-
go papieru. Dlatego dupe wyciyrało sie
sianym, luksusem (a zarazem marno-
trawstwem) było wycieranie „odbytu”
tzw. otawóm (potrowym), czyli mięk-
kim siankiem z drugiego pokosu traw,
bo była cennym pokarmem (witaminą)
dla jagniąt i cieląt. Poza domem ludzie
„załatwiali” się w polu, a do „wycie-
rania” skubali suchą trawę, nierzadko
także zielone liście, a gdy było blisko
lasu używali mchu.
Korzystanie w domu z tego intym-
nego przybytku oparte było na znajo-
mości upodobań i zwyczajów domow-
ników – nikt nie wchodził drugiemu
w paradę, nikt na nikogo nie czekał.
Częściej budar zajmowały kobiety (baby
Wiosną koło budara
Słowo budar w naszej gwarze potocznej wychodzi z użycia na
rzecz słowa ubikacja. Na Spiszu są jednak rejony, gdzie rze-
czownik ten żyje i funkcjonuje pomimo, że coraz częściej uży-
wane są synonimy, np.: wychodek, klozet.
Koło budara Czarna Góra - budar na starej oborze (podwórku)