background image
3
„Na Spiszu” nr 1-2 (70-71) 2009 r.
Pochód otwierała konna banderia, za którą maszerowały
dziesiątki pocztów sztandarowych. W pochodzie szli także
przedstawiciele władz państwowych, samorządowych i za-
przyjaźnionych stowarzyszeń.
Delegatów i gości powitał prezes Związku Podhalan
Maciej Motor-Grelok. Przypomniał, że w 1904 roku powstało
„Towarzystwo Związek Górali pod opieką błogosławionego
Andrzeja Boboli w Zakopanem”. Jego członkiem mógł być
każdy, używający dobrej sławy. Ale nie ten, co prowadził
życie niemoralne, bądź sprzedał ojcowiznę. Na sztandarach
wypisali słowa "W jedności siła". Zjazd wybrał cztero-
osobowe prezydium w składzie którego znalazł się Julian
Kowalczyk z Łapsz Niżnych, a obrady poprowadził Andrzej
Skupień z Poronina, jako przewodniczący prezydium zjazdu.
Ten wspaniały jubileusz stał się okazją do wystąpień hono-
rowych członków związku oraz zaproszonych gości, wśród
których znaleźli się posłanka
Anna Paluch, posłowie An-
drzej Gut-Mostowy i Andrzej
Czerwieński, senator Tadeusz
Skorupa, pełnomocnik Mar-
szałka woj. małopolskiego
Franciszek Adamczyk, wi-
ceburmistrz Zakopanego Jan
Gąsienica-Walczak oraz prof.
Stanisław Hodorowicz.
W imieniu Związku Pol-
skiego Spisza głos zabrał Jan
Budz, który przypomniał, że
od samego początku podha-
lańskie organizacje regionalne
działały także na rzecz uświa-
domienia narodowego górali
na Górnych Węgrzech (później na terenie Czechosłowacji),
a Kazimierz Przerwa Tetmajer zorganizował w 1919 roku Ko-
mitet Obrony Spisza, Orawy i Podhala. Ogromną rolę w za-
kresie uświadomienia górali podhalańskich, a także górali na
Spiszu i Orawie odegrała wychodząca od 1913 roku Gazeta
Banderia konna na Krupówkach
Jan Budz, prezes ZG ZPS
Nie mogło zabraknąć masła, soli i chrzanu, który trze-
ba było w polu wykopać nieraz spod śniegu. „Kosołecki”
były nieraz bardzo pokaźnych rozmiarów, bo uważano, że
świadczą o dostatku w rodzinie. Po poświęceniu dzieci pę-
dziły do domu, bo dzieci najczęściej wysyłano do święcenia
pokarmów. Kto bowiem wyprzedził innych, ten mógł się już
cieszyć, że zasiane zboże na rodzinnych zagonkach szybciej
powschodzi, aniżeli na polu sąsiadów. W miejscowościach
góralskich pozostała już tylko rywalizacja w zakresie układa-
nia i mojenia kosołek. Wyścigi z pokarmami, czyli święceliną
podupadły, gdy uczestnicy przesieli się na rowery i motory,
o autach nie wspominając. W Czarnej Górze zanim nie było
kościoła poświęcenie pokarmów jeszcze za księdza Karola
Łysienia odbywało się obok kapliczki Przy Tuzu.
W sobotę wielkanocną zwykły ogień po poświęceniu
od zawsze pełnił niezwykłą, sakralną rolę. Wielkanocne
odrodzenie w symbolice wody i ognia parafii jurgowskiej
celebrowano w otoczeniu starego drewnianego kościoła.
Kościelnik pilnował watry, aby nikt huby nie odpalał przed
poświęceniem ognia. Czasem nawet ktoś dostał po palcach
wystawiając zawczasu swoją hubę do ognia. Zdarzały się
też przypadki, że popychano się przy odpalaniu hub, albo
że co bardziej nerwowi wyrywali z watry nadpalone sajty
i sceliny. Dlatego mniejsze dzieci, prosiły starszych o ogień,
ale zarazem zostawały w tyle. Bo znów była rywalizacja, kto
pierwszy będzie z ogniem w domu. O dziwo nikt przez wieki
nie słyszał, aby ktoś spowodował pożar. Huba bowiem nie
rozdmuchiwana tli się i dymi, nie wydając ognia otwartego.
Do domu przynoszono też w słoikach „wodę święconą”,
którą na zakończenie Wielkosobotniej Liturgii poświęcił
przy ołtarzu kapłan.
Huby uwiązane na drucie wprawiano w ruch kołowy
„obyrtając” celem rozniecenia w nich ognia. Wszystko
pachniało niezwykłym zapachem. Dymem z huby kadzono
napotkanych członków rodziny, ale przede wszystkim oka-
dzano zabudowania mieszkalne i gospodarcze. Dom trzeba
było oblecieć trzy razy. Kadzono też zwierzętom; owcom,
krowom i koniowi. Uważano, że do okadzonych pomiesz-
czeń i zwierząt nie będzie się „pchoł god”. Z dawnych
przekazów wynika, że tlący się w hubie wielkanocny ogień
przechowywano aż do czasu, gdy pasterze szli „na kosor”.
Tradycja „święcenia hub” dzisiaj zanika, gdyż niektórzy
błędnie łączą ją z pogaństwem. Ale czy można tak nazwać
użyteczną formę chrześcijańskiej tradycji poświecenia ognia,
od którego odpalamy nie tylko hubę, ale przede wszystkim
paschał – symbol Zmartwychwstania i Nowego Życia?
Mimo upływu czasu tradycja odpalania hub zachowała
się we wsiach spiskich i podhalańskich na terenie gminy
Bukowina Tatrzańska. Przygotowania bazicek, święceliny
i hub, a także rywalizacja i wyścigi z kościoła stanowią
o niezwykłości lokalnych zwyczajów i nadają kolorytu
chrześcijańskiej obrzędowości. Każdy z nas ma w związku
z tym wiele ciekawych wspomnień i przeżyć, które warto
opisać dla potomności.
JB
Nadzwyczajny Zjazd
Związku Podhalan
Kosołki, huby
i święcona woda