background image
5
„Na Spiszu” nr 4 (65) 2007 r.
„Dla upamiętnienia polskiej wio-
ski Derenk...” głosi fragment napisu
w języku polskim i węgierskim na mar-
murowym obelisku znajdującym się na
początku doliny w której kiedyś istniała
polska wieś. Ufundowany został przez
Ambasadę Polską w Budapeszcie, Sto-
warzyszenie dla Zaginionych Wiosek
Węgierskich, oraz Ogólnokrajowy Sa-
morząd Polski.
W początku XVIII wieku, na tere-
nie dzisiejszego komitatu Borsod Aba-
-új Zemplén, w miejscu opuszczonej,
wyludnionej po epidemii cholery, bądź
po najazdach tatarskich, a istniejącej od
1429 roku węgierskiej wsi Deryn osie-
dlili się polscy osadnicy. Co najmniej
dwie wersje historyczne tak widzą te
zdarzenie. Jedna mówi, że po upadku
powstania pod wodzą Franciszka Ra-
koczego II w 1711 r. uchodzący przed
prześladowaniami habsburskimi żoł-
nierze zwani „kurucami” (w armii Ra-
koczego walczyli również Polacy) wra-
cając do ojczyzny „odkryli” w górach
opuszczoną wieś węgierską i postano-
wili się w niej osiedlić. Faktycznie dwaj
kuruce dotarli do wsi Rzepiska na Spi-
szu i dali początek góralskiemu rodowi
Kuruców a inni mogli namówić współ-
ziomków do przeniesienia się na tzw.
Górne Węgry i założenia tam wsi, do-
stali bowiem od Rakoczego pozwolenie
na osiedlenie się na Węgrzech i sprowa-
dzenie tam rodzin. Druga wersja mówi,
że osadników w 1717 roku sprowadził
książę Eszterhazy z Podhala i Spisza
i osadził w Derynie, którą to nazwę pol-
scy osadnicy spolszczyli na Derenk. Obie
te wersje mają duży stopień prawdopo-
dobieństwa.
Wieś ciągnęła się na przestrzeni
około dwu kilometrów, miała 129 za-
gród, szkołę, sklepy, trzy karczmy, cmen-
tarz i kościół pod wezwaniem świę-
tych Apostołów Szymona i Judy Tade-
usza, do którego co dwa tygodnie przy-
jeżdżał ksiądz z oddalonej o 3 kilome-
try Jabloncy. W roku 1941 zaczęło się
przymusowe wysiedlanie istniejącej tu już 226 lat wsi, spowodowane utworze-
niem w okolicznych lasach rewiru łowieckiego należącego do admirała Horthy-
ego. Po wysiedleniu w roku 1943 zburzono zabudowania – ocalała jedynie szko-
ła, w której nocowali myśliwi przybywający na polowania i dom jedynej rodziny,
która przez pewien czas jeszcze przetrwała w Derenku. Ludność przesiedlono do
wielu miejscowości leżących na terenach ówczesnych północno-wschodnich Wę-
gier, z których niektóre znajdują się w dzisiejszej Słowacji. Przesiedleńcy otrzy-
mali dobrą ziemię lub wysokie odszkodowanie aby takową nabyć, często przekra-
czające wartość pozostawionych w Derenku górskich, ubogich gospodarstw. Czę-
sto też przychodzili do już wybudowanych budynków mieszkalnych i gospodar-
czych. Tak było w pożydowskim majątku Isvánmajor, w którym osiedliła się naj-
liczniejsza grupa Derenczan.
Lengyel búcsú Derenken
– Polski odpust w Derenku
Tutaj to właśnie w 1983 roku trafiłam po raz pierwszy w czasie moich węgier-
skich wędrówek. Od znajomych etnografów z Krakowa, Ewy Krasińskiej i Ryszar-
da Kantora, którzy dowiedzieli się, że mamy zamiar penetrować okolice Miszkol-
ca, a w Istvánmajor prowadzili przed paru laty badania dostaliśmy polecenie od-
wiedzenia tej właśnie wsi. Jakież było moje zdziwienie, gdy z gospodynią u któ-
rej zatrzymaliśmy się mogłam rozmawiać tak samo jak i z moimi ukochanymi
ciotkami w Jurgowie. Nie wspomnę już o rozmowach prowadzonych wieczorami
w miejscowej karczmie. Do dziś pozostają w pamięci wieczorne posiady w gronie
rodziny i przyjaciół w domu Emmy, (takie imię nosiła nasza gospodyni). Z tych
rozmów powoli zaczął wyłaniać się obraz tragedii tych ludzi jaką przeżyli na po-
czątku lat czterdziestych. „Na śtyry strony nos ostargali”, „kozdy powinnien tam
bywać dzie się urodził”, bowiem dla nich wszystko co działo się na Drinkie (tak
w gwarze nazywają Derenk) jawi się im jako raj utracony. „My sami nie wiemy
cy my som Polocy cy Madziary”, „My nie wiemy skąd my przyśli” i to właśnie ich
bezradne pytanie nurtowało mnie przez wiele lat.
Spiszacy w Lewoczy, w tle ratusz i kościół św. Jakuba, fot. J.Budz